Month: listopad 2015

Apokalipsy nie było, czyli „Uległość” Michela Houellebecqa

houellebecq uległość

Naj­gło­śniej­sza książ­ka tego roku? Na pew­no taka, któ­ra wywo­łu­je naj­wię­cej emo­cji. W Euro­pie spa­ra­li­żo­wa­nej lękiem przed isla­mem, w któ­rej każ­de­go uchodź­cę z ogar­nię­te­go woj­ną domo­wą kra­ju podej­rze­wa się o ter­ro­ryzm, anty­uto­pia o isla­mi­za­cji Fran­cji w 2022 roku musi budzić kon­tro­wer­sje. Czy

Inteligentni ludzie wybierają lepiej, czyli „Duma i uprzedzenie”

duma i uprzedzenie

A teraz coś z zupeł­nie innej becz­ki. Naj­po­pu­lar­niej­sza angiel­ska książ­ka wszech cza­sów (ex aequo z Wład­cą Pier­ście­ni), kla­sycz­na powieść o dyle­ma­tach zwią­za­nych z zamąż­pój­ściem i suchar nad sucha­ra­mi w jed­nym – Duma i uprze­dze­nie.   Czy­ta­nie Jane Austen bez moc­nej kawy

Modlitwa w czasach technologii, czyli “Przypadki Lenza Buchmanna” Tavaresa

Przypadki Lenza Buchmanna

Medy­cy­na i woj­na to dwie róż­ne for­my uży­wa­nia pra­wej ręki. Zabi­ja­nie jest pod­nie­ca­ją­ce (bar­dziej niż kobie­ty), a upra­wia­nie poli­ty­ki meto­dą tyra­na (trze­ba wziąć mia­sto za gar­dło i potrzą­snąć nim tro­chę – jak mówi For­tyn­bras w wier­szu z pod­ręcz­ni­ka) jest jakąś

Szczepionka na hejt, czyli „Masakra” Krzysztofa Vargi

varga masakra

Poziom nega­tyw­nych emo­cji w naro­dzie z roku na rok rośnie. Ostat­nio do stan­dar­do­we­go zesta­wu osób, idei i insty­tu­cji, któ­rych sta­ty­stycz­ny Polak nie­na­wi­dzi z całych sił swo­ich, dołą­cza­ją uchodź­cy i orga­ni­za­cje uchodź­ców wspie­ra­ją­ce. To dosko­na­ły moment na to, by poświę­cić parę

Jak opuścić Wałbrzych, czyli “Piaskowa Góra” Joanny Bator

bator piaskowa góra

Jest tyl­ko jed­na dobra rzecz w małym mia­stecz­ku: nie­na­wi­dzisz go i wiesz, że musisz wyje­chać – śpie­wał Lou Reed w pio­sen­ce Smal­l­town otwie­ra­ją­cej album Songs For Drel­la poświę­co­ny War­ho­lo­wi. Po lek­tu­rze Pia­sko­wej Góry Joan­ny Bator przy­cho­dzi mi do gło­wy natręt­na myśl: Lou Reed nigdy nie był w Wał­brzy­chu. Po

Dlaczego w pobożnych historiach jest tyle przemocy, czyli „Matka Makryna” Jacka Dehnela

dehnel matka makryna

W mat­ce Makry­nie widzę usym­bo­li­zo­wa­ną Pol­skę – to sło­wa Ada­ma Mic­kie­wi­cza zacy­to­wa­ne na wewnętrz­nej stro­nie okład­ki ostat­niej (nie licząc napi­sa­nej wraz z Pio­trem Tar­czyń­skim pod pseu­do­ni­mem Mary­la Szy­micz­ko­wa Tajem­ni­cy domu Helc­lów) powie­ści Jac­ka Deh­ne­la. Mic­kie­wicz widział w Makry­nie świę­tą. Klę­kał przed nią