Znak ostatnio otworzył szufladę z zapiskami Coetzeego z ostatnich lat. Po raczej rozczarowującym Polaku wysypało się z niej kilka opowiadań. Może nie wybitnych, ale też całkiem niezłych.
Zaczyna się od krótkiego tekstu o kobiecie, która bała się psa, próbowała przezwyciężyć lęk i dogadać się z jego właścicielami, ale oni powiedzieli: nie. Potem następuje kilka innych krótkich form o tym, że ktoś mówi komuś innemu to samo. I z pozoru tylko tyle. A jednak w drugiej połowie zbiorku znalazły się opowiadania, które łącznie stanowią ciekawy cykl o starzeniu się.
Punkt wyjścia to relacja wykładowcy uniwersyteckiego ze starzejącą się matką, pisarką, wciąż sprawną intelektualnie (wysyła mu niedokończone opowiadanie o Heideggerze sypiającym z młodą studentką, Hanną Arendt), ale powoli wykazującą pierwsze oznaki demencji. Niby teksty-drobiazgi, ale subtelne, wyrafinowane w swojej prostocie, sugestywne. Poprawiły mi obraz późnego Coetzeego, który ostatnio mnie rozczarował.
Według J.M. Coetzeego u wielu pisarzy w późnych latach pojawia się „ideał prostego, powściągliwego, nieozdobnego języka i skoncentrowania na naprawdę ważkich pytaniach, nawet tych dotyczących życia i śmierci” — pisze Sigrid Nunez w Słabszych. W tym zbiorku to się zgadza. I dlatego warto zajrzeć. A że książeczka ładnie wydana i w przekładzie Agi Zano, warto spędzić z nią te trzy godzinki.
4/6
PS. U mnie na stoliku jest jak jest. Nie wszystko dla mnie, nie wszystko przeczytam. Ale ładnie, prawda? Ostatni Lennon w tle, bo lubię, mimo Yoko, mimo wszystko.




