Zapiski na marginesie “Fatum i furii” Lauren Groff

Groff - Fatum i furia
Głośny debiut Lauren Groff to coś pomiędzy Scenami z życia małżeńskiego Bergmana (choć bardziej tej nowej, serialowej wersji) i grecką tragedią, zasygnalizowaną w tytule. Raczej proza życia, ale z przyjemnym klasycznym sznytem.

O samej powie­ści napi­sa­no już set­ki notek, więc tym razem zamiast recen­zji kil­ka uwag na mar­gi­ne­sie. A że nie bazgro­lę po książ­kach, zro­bię to tutaj.

1. Co praw­da powie­ści o praw­dzi­wym życiu napi­sa­ne według mod­ne­go sty­lu, któ­ry sobie sam robo­czo kla­sy­fi­ku­ję jako nowy realizm, z roku na rok inte­re­su­ją mnie coraz mniej, jed­nak w koń­cu zabra­łem się za Fatum i furię, bo autor­ka ma u mnie kre­dyt zaufa­nia za rewe­la­cyj­ną Wyspę kobiet i cał­kiem nie­złe opo­wia­da­nia. I rze­czy­wi­ście jest to jed­na z lep­szych mod­nych ksią­żek, napi­sa­na z werwą, nie­po­zba­wio­na ambi­cji bycia czymś wię­cej niż tyl­ko czy­ta­dłem. Cał­kiem nie­źle zrealizowanych.

2. Porząd­ny prze­kład jest waż­ny. Ani­ta Musioł, czy­li sze­fo­wa jed­no­oso­bo­wej Pau­zy, któ­rą moż­na zali­czyć do wydaw­nictw kra­fto­wych, dobrze o tym wie i dla­te­go zle­ci­ła nowe tłu­ma­cze­nie cał­kiem świe­żej powie­ści, bo tam­ten poprzed­ni był podob­no taki sobie (nie czy­ta­łem). I ja to sza­nu­ję. Moż­na było też popra­wić tytuł (Fate and Furies wyraź­nie nawią­zu­je do mito­lo­gii, a pol­ska wer­sja nie­ko­niecz­nie), no ale rozu­miem, że to zbyt świe­ża ksią­żecz­ka i głu­pio było wpro­wa­dzać zamie­sza­nie. Może tak było, może nie. Nie­waż­ne. Sza­nu­ję. Tak powin­no być.

3. Powieść Lau­ren Groff wyraź­nie poka­zu­je, jak bar­dzo punkt widze­nia nar­ra­to­ra trze­cio­oso­bo­we­go zale­ży od tego, kto jest głów­nym boha­te­rem — męż­czy­zna czy kobie­ta. Pierw­sza część książ­ki kon­cen­tru­je się na face­cie i nar­ra­tor poka­zu­je świat zma­sku­li­ni­zo­wa­ny, choć sam jest bez­stron­ny. Dru­ga część, zdo­mi­no­wa­na przez boha­ter­kę kobie­cą, róż­ni się zna­czą­co, choć nar­ra­tor ten sam. Niby oczy­wi­ste, ale aku­rat tutaj ład­nie to widać, cza­sa­mi dobrze jest poob­ser­wo­wać oczy­wi­sto­ści i pomy­śleć: aha, tak mi się zda­wa­ło, no i rze­czy­wi­ście tak jest.

4. Lubię tra­dy­cyj­ne nar­ra­cje, dla­te­go wolę część pierw­szą, któ­ra tro­chę przy­po­mi­na­ła mi książ­ki Phi­li­pa Rotha. Lubię eks­pe­ry­men­ty z kla­sy­cy­zmem, dla­te­go bio­rą mnie dys­kret­ne odnie­sie­nia do grec­kiej tra­ge­dii, chy­ba nie­co zain­spi­ro­wa­ne Anne Car­son, któ­rą autor­ka wymie­ni­ła w podziękowaniach.

5. Spo­ro sły­sza­łem wcze­śniej od róż­nych osób, że dru­ga część książ­ki jest słab­sza od pierw­szej. Też mi się tak wyda­wa­ło i dłu­go zasta­na­wia­łem się, co jest przy­czy­ną. I chy­ba wiem. Było tam kil­ka scen, któ­rych nie chcia­łem prze­czy­tać. Na przy­kład tej, w któ­rej dziec­ko spa­da ze scho­dów (powtó­rzo­nej na koniec, z dopre­cy­zo­wa­niem szcze­gó­łów). Albo tej, w któ­rej Mathil­de jako nie­wol­ni­ca sek­su­al­na (w zasa­dzie) musi nago zja­dać sushi z pod­ło­gi. Nie było mi z nimi dobrze. Moż­na je było tyl­ko dys­kret­nie zasy­gna­li­zo­wać. A tak zno­wu czu­łem się zaszan­ta­żo­wa­ny emo­cjo­nal­nie przez dzie­ło lite­rac­kie, co mnie odstrę­cza od lite­ra­tu­ry współczesnej.

6. Punkt ostat­ni nie skre­śla całej powie­ści, bo jest w niej dużo dobre­go, więc jed­nak war­to było wyko­rzy­stać kre­dyt zaufa­nia. Ale są takie książ­ki, któ­re są cał­ko­wi­cie w moich oczach zdys­kre­dy­to­wa­ne wła­śnie przez szan­taż emo­cjo­nal­ny (kole­żan­ka, któ­rej gusto­wi ufam, tak mi wła­śnie ostat­nio zre­cen­zo­wa­ła Małe życie Yana­gi­ha­ry, zatem czy­tać tej cegły nie będę).

7. Na zdję­ciu tym razem książ­ce towa­rzy­szy jed­na z moich naj­ulu­bień­szych płyt Nic­ka Cave’a, któ­ra zde­cy­do­wa­nie ma cię­żar grec­kiej tra­ge­dii, choć wypeł­nia­ją ją głów­nie suro­we blu­esy uto­pio­ne w mokradłach.

4/6

Zapi­ski na mar­gi­ne­sie “Fatum i furii” Lau­ren Groff
Facebooklinkedintumblrmail