Po dłuższej przerwie nazbierało mi się parę nowości. Na pierwszy ogień nowa powieść ze Słowacji — dialog z Procesem przeniesiony we współczesność, do słowackiej kliniki zdrowia psychicznego.
Po pierwsze — dlaczego ze sporego stosu z nowościami wylosowałem najpierw Rankova? Bo lubię książki z Czech i Słowacji. Bo cenię sobie Rankova, którego Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej) zrobiło na mnie kiedyś spore wrażenie. I którego Legendę o języku również sobie cenię.
I wreszcie, bo lubię dialogi z klasyką XX wieku, te suplementy do Hrabala, a zwłaszcza Tomasza Manna (popełnione niegdyś przez Pawła Huelle, a w nieco mniejszym stopniu ostatnio też przez Olgę Tokarczuk w Empuzjonie). Lubię, jak pachnie starociami.
Klinika Rankova niemal wiernie odwzorowuje Proces. Bohater próbuje dotrzeć do pana profesora, który ma się zająć jego głową, ale oczywiście uporczywie go nie zastaje w gabinecie. Nasłuchuje się opowieści o profesorze od palacza, pań z recepcji, asystenta, próbuje coś u nich wskórać, jakoś przyspieszyć wizytę, w końcu przychodzi dzień po dniu i nic.
Czasami dialogi są zabawne, a i Proces w zamyśle Kafki właśnie taki miał być (choć zasadniczo kojarzy się ze straszną deprechą). Tyle, że jest otwarte zakończenie. Nie ma rzezaków czekających na egzekucję sądu. Są też ukłony dla Becketta i jego Czekając na Godota. To są ukłony składane z gracją.
Czy coś ważnego dla literatury z tego wynika? Chyba tylko niezłej próby zabawa z klasyką. No i Rankov potwierdza swoją rangę w kategorii sprawnego literata.
Chociaż jest zmiana na poziomie przesłania. U Kafki los człowieka zależał od nieznanego, a kapryśnego Sądu, Fatum, Boga (zgodnie z judaistyczną wykładnią miejsca człowieka na ziemi). Bohater Rankova leczy się sam, dokonując terapeutycznej autorefleksji.
3,5/5
PS. Jak książka ze Słowacji, to i płyta ze Słowacji. Drobiażdżek, tylko 26 minut, ale jaki piękny. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś upiliśmy się z Davidem Kollarem w samo południe upalnego dnia w Koszycach, gdy robiłem z nim wywiad do “Lizarda”. Było tak gorąco, że szukaliśmy ochłody w koszyckiej katedrze. A wieczorem David dał piękny, cichutki koncert gitarowy. Tutaj też jest pięknie i cichutko, w dodatku David czyta wiersze po słowacku, a jego córka po angielsku.