Słowacki Józef K., czyli “Klinika” Pavola Rankova

Klinika
Po dłuższej przerwie nazbierało mi się parę nowości. Na pierwszy ogień nowa powieść ze Słowacji — dialog z Procesem przeniesiony we współczesność, do słowackiej kliniki zdrowia psychicznego.

Po pierw­sze — dla­cze­go ze spo­re­go sto­su z nowo­ścia­mi wylo­so­wa­łem naj­pierw Ran­ko­va? Bo lubię książ­ki z Czech i Sło­wa­cji. Bo cenię sobie Ran­ko­va, któ­re­go Zda­rzy­ło się pierw­sze­go wrze­śnia (albo kie­dy indziej) zro­bi­ło na mnie kie­dyś spo­re wra­że­nie. I któ­re­go Legen­dę o języ­ku rów­nież sobie cenię.

I wresz­cie, bo lubię dia­lo­gi z kla­sy­ką XX wie­ku, te suple­men­ty do Hra­ba­la, a zwłasz­cza Toma­sza Man­na (popeł­nio­ne nie­gdyś przez Paw­ła Huel­le, a w nie­co mniej­szym stop­niu ostat­nio też przez Olgę Tokar­czuk w Empu­zjo­nie). Lubię, jak pach­nie starociami.

Kli­ni­ka Ran­ko­va nie­mal wier­nie odwzo­ro­wu­je Pro­ces. Boha­ter pró­bu­je dotrzeć do pana pro­fe­so­ra, któ­ry ma się zająć jego gło­wą, ale oczy­wi­ście upo­rczy­wie go nie zasta­je w gabi­ne­cie. Nasłu­chu­je się opo­wie­ści o pro­fe­so­rze od pala­cza, pań z recep­cji, asy­sten­ta, pró­bu­je coś u nich wskó­rać, jakoś przy­spie­szyć wizy­tę, w koń­cu przy­cho­dzi dzień po dniu i nic.

Cza­sa­mi dia­lo­gi są zabaw­ne, a i Pro­ces w zamy­śle Kaf­ki wła­śnie taki miał być (choć zasad­ni­czo koja­rzy się ze strasz­ną depre­chą). Tyle, że jest otwar­te zakoń­cze­nie. Nie ma rze­za­ków cze­ka­ją­cych na egze­ku­cję sądu. Są też ukło­ny dla Bec­ket­ta i jego Cze­ka­jąc na Godo­ta. To są ukło­ny skła­da­ne z gracją.

Czy coś waż­ne­go dla lite­ra­tu­ry z tego wyni­ka? Chy­ba tyl­ko nie­złej pró­by zaba­wa z kla­sy­ką. No i Ran­kov potwier­dza swo­ją ran­gę w kate­go­rii spraw­ne­go literata.

Cho­ciaż jest zmia­na na pozio­mie prze­sła­nia. U Kaf­ki los czło­wie­ka zale­żał od nie­zna­ne­go, a kapry­śne­go Sądu, Fatum, Boga (zgod­nie z juda­istycz­ną wykład­nią miej­sca czło­wie­ka na zie­mi). Boha­ter Ran­ko­va leczy się sam, doko­nu­jąc tera­peu­tycz­nej autorefleksji.

3,5/5

PS. Jak książ­ka ze Sło­wa­cji, to i pły­ta ze Sło­wa­cji. Dro­biaż­dżek, tyl­ko 26 minut, ale jaki pięk­ny. Nigdy nie zapo­mnę, jak kie­dyś upi­li­śmy się z Davi­dem Kol­la­rem w samo połu­dnie upal­ne­go dnia w Koszy­cach, gdy robi­łem z nim wywiad do “Lizar­da”. Było tak gorą­co, że szu­ka­li­śmy ochło­dy w koszyc­kiej kate­drze. A wie­czo­rem David dał pięk­ny, cichut­ki kon­cert gita­ro­wy. Tutaj też jest pięk­nie i cichut­ko, w dodat­ku David czy­ta wier­sze po sło­wac­ku, a jego cór­ka po angielsku.

Sło­wac­ki Józef K., czy­li “Kli­ni­ka” Pavo­la Rankova
Facebooktwitterlinkedintumblrmail