Pogranicza, czyli “Końce światów” Ziemowita Szczerka

Szczerek Końce światów
Szczerek znowu pisze o tożsamości Europy Wschodniej i to jego pisanie jest ważne, bo jakoś ją konkretyzuje, dookreśla w całym tym wschodnioeuropejskim rozmemłaniu. I jak zwykle jest to formuła zapisków z podróży samochodem po zadupiu.

Zwy­kle jest jakiś kon­cept na ramy podró­ży — Mor­dor, Via Car­pa­tia, Mię­dzy­mo­rze. Tym razem jest to koniec świa­ta. A wła­ści­wie róż­ne koń­ce świa­ta, a to od stro­ny wschod­nio­nie­miec­kiej, a to ormiań­skiej, a to zno­wu ukra­iń­skiej. Zawsze cho­dzi o jakieś pogra­ni­cze, rubie­że kul­tu­ry (np. nie­miec­kiej) czy cywi­li­za­cji (np. grecko-rzymskiej, a dziś euro­pej­skiej). I zwy­kle nic tam nie ma. Są to koń­ce świa­tów w zna­cze­niu dosłow­nym (gra­ni­ca, limes, Europa-Azja), ale też i meta­fo­rycz­nym (tam, gdzie wro­ny zawra­ca­ją). Tro­chę geo­gra­fii, tro­chę posta­po i zaro­śnię­te sta­cje ben­zy­no­we, gdzie pasą się krowy.

Cza­sa­mi jeź­dzi­my ze Szczer­kiem w miej­sca już dobrze zna­ne i oswo­jo­ne. Cze­chy, Sło­wa­cja, Dol­ny Śląsk — mógł­bym sobie przy czy­ta­niu książ­ki oglą­dać zdję­cia z wła­snych podró­ży, gdy­bym tyl­ko chciał, choć­by z zapy­zia­łe­go mia­stecz­ka Medzi­la­bor­ce na sło­wac­kim Zempli­nie, zaraz po dru­giej stro­nie Biesz­cza­dów, gdzie uro­dził się Andy War­hol, dla­te­go poświę­co­ne mu muzeum ścią­ga auto­ka­ry z wyciecz­ka­mi, a poza nim jest tam tyl­ko Tesco. Uwiel­biam, bar­dzo mi tam było dobrze.

Ale jeź­dzi­my też w miej­sca trud­ne, mało dostęp­ne, bo taka jest sytu­acja geo­po­li­tycz­na. Do nie­ist­nie­ją­cej już enkla­wy w Gór­skim Kara­ba­chu, w róż­ne zadu­pia, gdzie trze­ba spo­ro Szczer­ko­wej bez­czel­no­ści i odwa­gi, żeby nie naro­bić sobie kło­po­tów u miej­sco­wych gop­ni­ków w sze­ro­ko poję­tej Pora­dzie­cji. I na koniec do kil­ku miejsc w Ukra­inie, przez któ­re prze­szły hor­dy z lite­rą Z, m.in. do Buczy. Te zapi­ski wyróż­nia­ją Koń­ce świa­tów spo­śród innych gawęd o Euro­pie Wschod­niej, są waż­ne i potrzebne.

I dla­te­go czy­ta­łem tę książ­kę tak, jak bym słu­chał dłu­giej opo­wie­ści dobre­go zna­jo­me­go, cho­ciaż część tych histo­rii już była mi opo­wia­da­na albo sły­sza­łem bar­dzo podob­ne, a jed­nak lubię ich posłu­chać raz jesz­cze, a tu i tam dowie­dzia­łem się cze­goś nowe­go albo coś zmu­si­ło mnie do zastanowienia.

I jesz­cze doce­niam non­sza­lanc­ki język Szczer­ka, dosad­ny gdzie trze­ba, ale bez agre­sji LeDuf­fa (tego od Detro­it i Shit­show). Na przy­kład wte­dy, gdy Szcze­rek — autor lewi­co­wej pro­we­nien­cji — trol­lu­je lewi­co­wą nowo­mo­wę (Gru­zja jest super, bo są tam Gru­zin­ki, Gru­zi­ni i oso­by gru­ziń­skie), poja­wia­ją­cą się obok pra­wac­kich mądro­ści gop­ni­ków tkwią­cych w przy­ku­cu słowiańskim.

4/6

PS. Pom­pe­je to był jeden z koń­ców świa­ta. A słyn­ny kon­cert Floj­dów z Pom­pe­jów (tak, wiem, czę­ścio­wo zmaj­stro­wa­ny w stu­dio, i co z tego) w koń­cu wyda­ny legit­nie. Byłem w kinie, kupi­łem pły­ty. To nic, że kie­dyś oglą­da­łem to z 80 razy na VHS-ie. Tak być musia­ło, tak zosta­ło zapi­sa­ne w Wiel­kiej Księdze.

Pogra­ni­cza, czy­li “Koń­ce świa­tów” Zie­mo­wi­ta Szczerka
Facebooklinkedintumblrmail
Tagged on: