Katrina i Medea, czyli “Zbieranie kości” Jesmyn Ward

Proza gęsta, gorączkowa, intensywna. Bo o przygotowywaniu się do katastrofy. Tym razem nie jest to koronawirus, tylko huragan Katrina z 2005 roku.
Recenzje książek dobrych, złych i brzydkich. Bez zdjęć z latte przy kominku i bez śmiesznych kotków. Sautée z solą i pieprzem.
Proza gęsta, gorączkowa, intensywna. Bo o przygotowywaniu się do katastrofy. Tym razem nie jest to koronawirus, tylko huragan Katrina z 2005 roku.
Genialna mikropowieść Melville’a z połowy XIX wieku to radykalne literacko studium odmowy, opierające się na jednym zdaniu — I WOULD PREFER NOT TO. Wolałbym nie. Ta konstrukcja składniowa pojawiająca się w tekście w kilku wariacjach stanowi dominantę kompozycyjną całości —
Nowy tomik prozy Patti Smith to liryczny tren dla niedawno zmarłych przyjaciół i garść obrazków z Ameryki, strzelanych polaroidem od niechcenia. Urzekających obrazków. Nie jestem miłośnikiem literackich prób Patti Smith. Zdecydowanie wolę dowolny tekst z płyty Radio Ethiopia, żeby już
Reportaż o Rossie Ulbrichcie — twórcy darknetu — czyta się jak dobry kryminał. W napięciu i jednym tchem. I to właściwie mogłoby służyć za najlepszą rekomendację. Książkę Nicka Biltona połknąłem na kilka dłuższych przysiadów, czego wcale nie da się wytłumaczyć
Pisane w ostatnich latach przed śmiercią wiersze Ursuli K. Le Guin będą odczytywane jako liryczne pożegnanie. Nic dziwnego — powstały u progu dziewiątej dekady życia autorki Ziemiomorza. Ale warto też spojrzeć na nie pod innym kątem — jako zapis zmagań
Wszyscy teraz dyskutują o nowej płycie Toola, głównie o tym, że nudna i niedobra, to ja krótko opowiem o dwóch innych premierach z brudem na pierwszym planie. Na płycie So Slow powietrze sypie w otwarte dłonie gruz przedświtu, a w
Książka Nikki Meredith to trochę reportaż o morderczyniach z Rodziny Mansona, a trochę esej o naturze zła. Poszatkowana konstrukcja Ludzkich potworów opiera się na takiej właśnie logice — raz reportaż, raz esej. Po kilka stron. Właściwie ta fragmentaryczna kompozycja jest największym
Powieść Moshfegh jest neurotyczna, depresyjna, kwaśna i mimo paru komicznych wstawek raczej ciężkostrawna. Taki bad trip rozciągnięty na czas akcji w wymiarze rocznym. Ale może być pretekstem do kilku refleksji. Na wstępie zaznaczę, że to nie jest moja literatura. Nie
LeDuff ma u mnie duży kredyt za niezłą książkę Detroit o mieście-bankrucie, więc kolejne łykam w ciemno. Shitshow! to właściwie sequel Detroit, tyle że z poszerzeniem perspektywy na inne zakątki Stanów. To jest książka z tezą. Brzmi ona tak: wybór
Duszny klimat amerykańskiego Południa przenika każde z opowiadań zebranych w tomiku Floryda Lauren Groff. Ten klimat potrafi urzec, nie można też odmówić małym formom Groff urody językowej — to dobre teksty w dobrym przekładzie. Dotąd amerykańskie Południe kojarzyło mi się