Między starożytnymi Chinami doby Konfucjusza a współczesnym Dublinem, z wizytami w Dublinie i Sztokholmie — to ramy czasowoprzestrzenne opowiadań ze zbiorku Yan Ge. Ja jak zwykle wolę odległą przeszłość.
Do zbiorku sięgnąłem, bo dużo dobrego słyszałem o debiucie autorki, pisanych po chińsku Kronikach dziwnych bestii (ale jeszcze nie czytałem). Gdzie indziej to w zasadzie ponowny debiut Yan Ge, tyle że na płaszczyźnie językowej — opowiadania pisane były po angielsku. I podobno te oryginalnie chińskie lepsze. Co nie znaczy, że tutaj nie ma nic interesującego.
Jako próbkę przeczytałem pierwsze opowiadanie ze zbiorku, jeszcze w wersji cyfrowej. Coś o dziwacznie zachowujących się ludziach koczujących na ruinach po trzęsieniu ziemi. Dziwne, ale coś w nim było. I jest zupełnie niereprezentatywne, bo dalej otrzymujemy teksty dwojakiego rodzaju — historyczne z motywem niemalże kryminalnym i współczesne, całkowicie obyczajowe.
To, co się dzieje teraz: Chińczycy na Zachodzie. Ludzie się gdzieś gubią, z kimś źle rozumieją, czegoś oczekują i czegoś nie dostają. Dużo o języku, jego barierach, ale też i bogactwie. Ja do miłośników współczesnej prozy realistycznej nie należę, ale rozumiem, że można się tymi opowiadaniami zaintrygować i o nich dyskutować.
To, co się działo kiedyś: Chińczycy w czasach Konfucjusza i w średniowieczu. Dwa świetne opowiadania, z czego ostatnie to właściwie mikropowieść. Gdy podróżuje się latem to kapitalny tekst o tym, jak po popadnięciu przez ród w niełaskę cesarza zaczynają się intrygi, a wiadomo, że ktoś musi zginąć. Najdłuższe w zbiorku Hai również zdominowane jest przez knowania, tym razem wśród następców Konfucjusza — a jest to oczywiście walka o władzę. Przypomina mi się Konklawe, czyli jeden z lepszych filmów wyświetlanych ostatnio w kinie. I przypomina mi się komiks o śmierci Stalina, po której rozpętuje się piekło w partii komunistycznej. Intrygujące i ponadczasowe.
W sumie — zbiorek jest nierówny, tematyka różnorodna, a wśród tekstów niezłych i takich sobie znajdują się też znakomite.
4/6
PS. Skoro East meets West, to na patefonie japońskie wydanie Dvořáka, jak by nie patrzeć, kompozytora czeskiego, z labelem Deutsche Grammophon. Symfonia Z Nowego Świata, żeby było zabawniej. Na tym obrazku brakuje już tylko Afryki, Australii i oclonych pingwinów.



