Zły romans w NRD, czyli “Kairos” Jenny Erpenbeck

Erpenbeck Kairos
Powieść Kairos to świeżynka z Niemiec, która już zyskała sporą popularność wśród miłośników nowej prozy ambitnej, bo dostała Międzynarodowego Bookera w 2024 roku (na pół: autorka tekstu i autor przekładu na angielski). No to sprawdziłem.

Nie wszyst­kie nagra­dza­ne książ­ki spraw­dzam. Tyl­ko nie­któ­re — takie, któ­re z jakie­goś powo­du przy­ku­ją moją uwa­gę. Tutaj mamy zły romans w walą­cym się socja­li­stycz­nym pań­stwie nie­miec­kim, a jako dziec­ko walą­ce­go się socja­li­zmu inte­re­su­ję się tema­tem, no to łyk­ną­łem książ­kę jak kar­pat­kę z kre­mem. Albo wuzetkę.

I jak to bywa z taki­mi dese­ra­mi — wcho­dzi dobrze, ale jed­nak krem jakiś cięż­ki. Przede wszyst­kim: osią fabu­lar­ną jest zwią­zek sta­rze­ją­ce­go się, zmę­czo­ne­go życiem pisa­rza (total­ne­go dzia­der­sa, co ani roz­wieść się nie umie, ani poskła­dać się jakoś) z dzie­więt­na­sto­lat­ką. Umów­my się, że takie histo­rie mnie nie inte­re­su­ją. Wysłać dzia­da na tera­pię albo pomóc dziew­czy­nie, bo zaraz ktoś ją bar­dzo skrzyw­dzi i zwi­chru­je, a nie szu­kać tam jakichś ulot­nych chwil szczę­ścia, że niby może tam być coś pięk­ne­go. Nie ma. A tytu­ło­wy Kairos to grec­ki bożek uosa­bia­ją­cy szczę­śli­wą chwi­lę. No nie wiem, tutaj samo nieszczęście.

To, co mnie w powie­ści Erpen­beck inte­re­su­je, sta­no­wią deko­ra­cje, czy­li walą­ce się NRD. Pro­te­sty anty­ko­mu­ni­stycz­ne, szturm na Born­hol­mer Stra­ße, ale też roz­cza­ro­wa­nie, że mia­ło być budo­wa­nie wspól­ne­go pań­stwa na nowo, a jest roz­cią­gnię­cie Zacho­du na Wschód, ska­lo­wa­nie RFN, co się teraz czkaw­ką odbi­ja. A wszyst­ko obser­wo­wa­ne przez okna z miesz­kań boha­te­rów. To mnie inte­re­su­je, zła miłość nie.

Za to z satys­fak­cją odno­to­wa­łem, że autor­ce uda­ło się wybrnąć z paru fabu­lar­nych puła­pek, któ­re cza­iły się w tej histo­rii. Choć­by to: facet był taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem Sta­si, ale wypa­lił się jesz­cze przed roz­po­czę­ciem się roman­su, a prze­cież efek­tow­niej było­by sko­pio­wać samo­graj z fil­mu Zim­na woj­na. Albo pyta­nie, któ­re się samo nasu­wa — dla­cze­go ten facet nie poszedł na tera­pię? Otóż poszedł, ale wte­dy to nie­spe­cjal­nie dzia­ła­ło i nasz dzia­ders gadał z tera­peu­tą o poezji Hölderlina.

3,5/6

PS. Nie śle­dzę nowe­go meta­lu, bo mój synek robi to za mnie. Jakiś czas temu pole­cał mi Last Penan­ce, war­szaw­ski metal­co­re. Nosi ich koszul­ki, to posłu­cham. Jest faj­ny, to sobie spra­wi­łem debiu­tanc­kie CD, trze­ba wspie­rać mło­dzież, jeże­li zdolna.

Zły romans w NRD, czy­li “Kairos” Jen­ny Erpenbeck
Facebooklinkedintumblrmail