Wymazywanie i ewangelizacja, czyli “27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko

27 śmierci Toby’ego Obeda
Reportaż Joanny Gierak-Onoszko o przymusowej ewangelizacji rdzennych mieszkańców Kanady ukazał się chwilę po filmie Tylko nie mów nikomu. Wspólny mianownik to molestowanie seksualne dzieci i systemowe ukrywanie pedofilii przez kler.

Cho­ciaż nie to jest nad­rzęd­nym tema­tem repor­ta­żu 27 śmier­ci Toby’ego Obe­da. Jest nim roz­gry­wa­ją­ce się przez dzie­siąt­ki lat wyna­ra­da­wia­nie pierw­szych miesz­kań­ców Kana­dy. O ile na połu­dniu Sta­nów Zjed­no­czo­nych przy­bie­ra­ło ono for­mę fizycz­ne­go uni­ce­stwia­nia indiań­skich ple­mion, o tyle pół­noc­na Kana­da wybra­ła ścież­kę Kul­tur­kamp­fu, któ­re­go naj­istot­niej­szym ele­men­tem był sys­tem szkół z inter­na­tem. W tych szko­łach dzie­ci od szó­ste­go roku życia nie tyl­ko prze­cho­dzi­ły cało­ścio­wą indok­try­na­cję (m.in. zakaz posłu­gi­wa­nia się języ­ka­mi ojczy­sty­mi, przy­mu­so­wa kate­chi­za­cja), ale też były pod­da­wa­ne prze­mo­cy, tor­tu­rom (np. z uży­ciem krze­sła elek­trycz­ne­go w szko­le im. Świę­tej Anny) i mole­sto­wa­niu seksualnemu.

W ten spo­sób sys­tem edu­ka­cyj­ny stał się narzę­dziem do kolo­ni­za­cji Kana­dy. Dość szyb­ko uda­ło się przejść od nie­sie­nia kagan­ka oświa­ty do wyma­zy­wa­nia naro­dów i kul­tu­ro­we­go ludobójstwa.

Kościół kato­lic­ki ode­grał w tym rolę naj­waż­niej­szą, ale nie jedy­ną. Kościo­ły pro­te­stanc­kie rów­nież przy­czy­ni­ły się do krzywd Pierw­szych Naro­dów. Rzecz w tym, że tyl­ko Waty­kan jak dotąd nie prze­pro­sił. Dopie­ro kil­ka mie­się­cy temu poja­wi­ły się pierw­sze gesty zapo­wia­da­ją­ce, że Sto­li­ca Apo­stol­ska w ogó­le ma ocho­tę tych krzywd wysłu­chać. Ale praw­dzi­wych prze­pro­sin i praw­dzi­wych prób zadość­uczy­nie­nia jesz­cze nie było. Pań­stwo kana­dyj­skie spi­sa­ło się dużo lepiej, choć do ide­ału jesz­cze daleko.

Wojna płci

Sys­te­mo­wa pedo­fi­lia i wyma­zy­wa­nie naro­dów to nie jedy­ne płasz­czy­zny, na któ­rych roz­gry­wa się prze­moc w kana­dyj­skich szko­łach z inter­na­tem. Pozo­sta­je jesz­cze kwe­stia sto­sun­ku do cia­ła, któ­ry wśród przed­sta­wi­cie­li Pierw­szych Naro­dów (ale nie tyl­ko — tak­że u Indian północno- i połu­dnio­wo­ame­ry­kań­skich) zde­cy­do­wa­nie róż­nił się od patriar­chal­ne­go mode­lu bia­łych Europejczyków.

W wie­lu pier­wot­nych spo­łecz­no­ściach pano­wa­ła umo­wa, że bio­lo­gia nie deter­mi­nu­je tego, czym jest czło­wiek. (…) Wie­rzo­no, że płeć wyni­ka z kon­tek­stu, a geni­ta­lia nie okre­śla­ją tego, kim w przy­szło­ści ma być czło­wiek. Są jak kolor oczu – przy­ro­dzo­ne, ale nie deter­mi­nu­ją ludz­kie­go losu. Płeć bio­lo­gicz­na nie była więc pierw­szą cechą, jaką się iden­ty­fi­ko­wa­no, była płyn­na, umow­na i prze­chod­nia. Niko­go to nie gor­szy­ło – ludzie uwa­ża­li, że w jed­nym cie­le mogą miesz­kać dwie dusze, naprze­mien­nie docho­dzą­ce do gło­su. Tak było w cza­sach przed kon­tak­tem. Potem, zamiast zmie­nić nie­pa­su­ją­ce narzę­dzie, nie­przy­dat­ne do opi­su rze­czy­wi­sto­ści, ludzie mówią­cy po angiel­sku posta­no­wi­li zmie­nić nie­zro­zu­mia­łą dla nich rze­czy­wi­stość. Wpro­wa­dzi­li nowe porząd­ki, w tym hete­ro­pa­triar­chat. Dla ludzi o dwóch duszach nie było miej­sca, nale­ża­ło ich zatrzeć. Pod­ję­ły się tego szko­ły z inter­na­tem. To, jaki powi­nien być czło­wiek, for­ma­to­wa­no sło­wem Bożym i trzci­ną, per­swa­zją i przemocą.

Dla­te­go wła­śnie kolo­ni­za­cja Kana­dy ozna­cza­ła nie tyl­ko prze­moc na tle raso­wym i kul­tu­ro­wym, ale rów­nież zakro­jo­ną na gigan­tycz­ną ska­lę wal­kę płci. W któ­rą księ­ża i zakon­ni­ce włą­czy­ły się ze szcze­gól­ną gorliwością.

Szczery żal za grzechy

Jed­nym z nad­rzęd­nych tema­tów tego trud­ne­go w lek­tu­rze, bo doty­ka­ją­ce­go spraw szcze­gól­nie deli­kat­nych, repor­ta­żu jest eks­pia­cja. Przy­ję­ło się, że Kana­da z Justi­nem Tru­de­au jest kra­jem kro­czą­cym w abso­lut­nej awan­gar­dzie, jeże­li cho­dzi o zadość­uczy­nie­nie ofia­rom poprzed­nich sys­te­mów i minio­nej wła­dzy. A jed­nak dla ludów Kri, Innu­itów i innych rdzen­nch miesz­kań­ców Kana­dy nawet gesty Tru­de­au są mało wystar­cza­ją­ce. Jeden z boha­te­rów repor­ta­żu mówi: Eks­cy­tu­je­cie się modą na Kana­dę, bo patrzy­cie na nią przez kolo­ro­we skar­pet­ki nasze­go nowo­cze­sne­go pre­mie­ra. Ale praw­da mniej nada­je się do laj­ko­wa­nia. Rzecz w tym, że przez dłu­gie lata róż­ne eki­py robi­ły wie­le, by doku­men­ty poświę­co­ne tor­tu­rom i mole­sto­wa­niu w szko­łach z inter­na­tem przed świa­tem ukryć.

Może i Kana­da ma pro­blem z cał­kiem szcze­rym żalem za grze­chy, ale i tak inne pań­stwa (z kościel­nym włącz­nie) może się od niej tyl­ko uczyć. Joan­na Gierak-Onoszko pod­su­mo­wu­je to w 27 śmier­ciach Toby’ego Obe­da  następująco:

Skąd wziąć siłę, by spoj­rzeć w lustro? Jak dziś mówić o bli­znach i nie­na­pra­wial­no­ści krzywd? Czy jakie­kol­wiek gesty i jakie­kol­wiek kwo­ty zma­żą tam­te winy? Czy pojed­na­nie jest uto­pią, czy twar­dym pro­ce­sem, trud­nym dla wszyst­kich stron? Choć dro­ga do nie­go jest nie­rów­na i peł­na zakrę­tów, Kana­da nie tyl­ko wyty­czy­ła szlak, ale i odwa­ży­ła się na nie­go wkro­czyć. To doświad­cze­nie nie­przy­jem­ne, ranią­ce i czę­sto nie­uda­ne – jed­nak czy ktoś w takiej spra­wie zdo­był się na wię­cej niż dzi­siej­si Kanadyjczycy?

4/5

PS. Tym razem pły­ta zupeł­nie bez związ­ku z tre­ścią i for­mą książ­ki. Po pro­stu sta­ro­mod­ne, elek­tro­nicz­ne pla­my w sty­lu Tan­ge­ri­ne Dre­am. Dosko­na­łe na upał.

 

 

Wyma­zy­wa­nie i ewan­ge­li­za­cja, czy­li “27 śmier­ci Toby’ego Obe­da” Joan­ny Gierak-Onoszko
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: