Kruchy azyl, czyli “Wyspa kobiet” Lauren Groff

Groff - Wyspa kobiet - recenzja
Napisana zwięzłym, hermetycznym stylem powieść historyczna bez wyrazistej akcji, za to z silnie zmetaforyzowanym procesem odgradzania się od nieszczęść i grozy świata — dobra książka na 2022.

Dość dobrze zna­na już pol­skim czy­tel­ni­kom (Wście­kłość i furia, Flo­ry­da) ame­ry­kań­ska pisar­ka Lau­ren Groff podob­no szki­co­wa­ła Wyspę kobiet, żeby nie myśleć o Trum­pie. Z dru­giej stro­ny — mnisz­ki obu­do­wu­ją­ce swój klasz­tor nie­prze­by­tym labi­ryn­tem, by nie dopusz­czać do sie­bie zagro­żeń ze świa­ta zewnętrz­ne­go mogą sym­bo­li­zo­wać tech­ni­ki na radze­nie sobie z pan­de­mią. Prze­ory­sza Marie nie ratu­je świa­ta, ale pró­bu­je zabez­pie­czyć kobie­ty, za któ­re czu­je się odpo­wie­dzial­na: nie prze­su­nę­ła klasz­to­ru ani o cal, a jed­nak stwo­rzy­ła wiel­kie morze dróg mię­dzy wężem a swo­imi córa­mi.

Oczy­wi­ście, w izo­la­cji wszyst­kim tro­chę odbi­ja, stąd nie dzi­wią licz­ne mistycz­ne wizje w klasz­to­rze, któ­ry­mi boha­ter­ki zda­ją się dosłow­nie zara­żać. Nie są to sta­ny pozy­tyw­ne. Kró­lu­ją w nich sym­bo­le apo­ka­lip­tycz­ne, przede wszyst­kim Bestia wycho­dzą­ca z morza. Wszyst­ko na czasie.

Nie jest też tak, że wła­dza Marie (auten­tycz­na postać z XII wie­ku) nad mnisz­ka­mi pole­ga wyłącz­nie na opie­ce. Boha­ter­ka spra­wu­je rzą­dy twar­dej ręki, bez­względ­nie egze­kwu­je dani­ny, wyma­ga od pod­opiecz­nych poświę­ce­nia, uwiel­bie­nia i cał­ko­wi­tej lojal­no­ści. Gdy młod­sza i ład­niej­sza dziew­czy­na wcho­dzi na dro­gę misty­cy­zmu, sta­je się dla Marie kon­ku­ren­cją, więc dosta­je przy­dział do pra­cy z trę­do­wa­ty­mi. Wyspa kobiet jest tym samym drob­nym stu­dium tyranii.

W klasz­to­rze Marie pew­nie moż­na było zna­leźć parę chwil uko­je­nia w dobie pan­de­mii. Ja czy­ta­łem książ­kę Lau­ren Groff już po inwa­zji na Ukra­inę i nie potra­fi­łem zna­leźć w niej dla sie­bie azy­lu. A jak już, to bar­dzo kru­chy, a po kil­ku­na­stu stro­nach wra­ca­łem do scrol­lo­wa­nia wia­do­mo­ści z Ukrainy.

Odczy­tu­ję tę książ­kę jako opo­wieść o wła­dzy, posłu­szeń­stwie i stra­chu. Robi wra­że­nie, stąd war­to po nią się­gnąć. Choć momen­ta­mi bywa nużą­ca — jed­nak przy­da­ło­by się w niej nie­co wię­cej życia. Albo kon­tra­punk­tu w sty­lu Olgi Tokar­czuk z Domu dzien­ne­go, domu noc­ne­go, któ­ry cza­sa­mi mi się przypominał.

3,5/5

PS. Przy Sum­ma Intu­iti­va nie czy­ta się ksią­żek bar­dzo dobrze, bo to muzy­ka ner­wo­wa, wywo­łu­ją­ca poczu­cie prze­bodź­co­wa­nia, ale jakoś okład­ki Groff i The Intu­ition Orche­stra mi się ze sobą sko­ja­rzy­ły. War­to posłu­chać, bo to rzecz nie­ba­nal­na i taka bar­dzo spi­ri­tu­al.

Kru­chy azyl, czy­li “Wyspa kobiet” Lau­ren Groff
Facebooktwitterlinkedintumblrmail