Druga powieść afroamerykańskiej pisarki, znowu o tożsamości imigrantów, ale też o uzależnieniu od opiatów i o poszukiwaniu Boga przez osobę niewierzącą.
Okładka książki sugeruje dość konkretne targetowanie — literatura kobieca, pewnie psychologizująca, bo jakaś relacja dwóch kobiet. Zupełnie nie dla mnie, pomyślałem, a dodam, że książka wpadła mi w łapki przypadkiem i nie czytałbym jej, ale z Czarnego czytam z przyzwyczajenia niemal wszystko. Opisy na blurbach znowu mówią o tym, że to powieść o utraconej wierze w Boga, poszukiwaniu sensu poza religijnością, w nauce, bo główna bohaterka pracuje w laboratorium i szuka odpowiedzi na pytania związane z uzależnieniami (brat umarł od heroiny) i depresją podczas testów na myszach. O, lepiej, może jednak dla mnie, pomyślałem.
Jednak dałem się zwieść, bo Gifty, główna bohaterka powieści, wcale ateistką nie jest. Ona zaliczyła awans społeczny, z biednej społeczności imigranckiej przeskoczyła do laboratorium i naiwna duchowość przestała jej pasować. Zamiast szukać jej w innym kościele, wypatruje boskiego lśnienia wśród neuronów. Jej zwątpienie w Boga jest jednocześnie mistycznym poszukiwaniem. Jednak nie jestem w targecie.
Ale, ale. Powieść jest skonstruowana, jak się patrzy, to porządna robota, podobnie, jak debiutancka Droga do domu. Relacje między bohaterami są skomplikowane, ale wiarygodnie psychologicznie, uznależnienie brata Gifty opisane jest w sposób poruszający, ale bez epatowania ohydą, jak to często bywa, może tylko akcja nazbyt się wlecze. I podobnie, jak to było w przypadku debiutu, pozostaje niedosyt. Lepiej, że kameralny charakter. Ale też dalej od Faulknera, bliżej współczesnemu mainstreamowi.
3/6
PS. Ballady wcale nie są moją ulubioną płytą Koltrejna, nie są nawet w pierwszej dwudziestce ulubionych płyt Koltrejna, nie wiem, dlaczego mają tyle odsłuchów w streamingach, pewnie się do łóżka dobrze nadają. Nie, żebym coś miał do tego, po prostu wolę te płyty Koltrejna, co się nie nadają. Ale wziąłem te Ballady tu pod most, bo mi się jakoś komponowały z tą książką, upałem, nastrojem. No i jednak co Koltrejn, to Koltrejn.