Nel, zejdź z trąby, czyli “W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza

W pustyni i w puszczy
Ostatnia ukończona książka Henryka Sienkiewicza to rzecz porywająca jednych, odpychająca drugich. W pustyni i w puszczy to pod wieloma względami wspaniała powieść. Ale nie powinna być czytana bez dobrych przypisów i porządnego komentarza.

Kie­dy byłem mały, nie zno­si­łem tej książ­ki. To była pierw­sza — i jed­na z ostat­nich — lek­tu­ra szkol­na, któ­rej prze­czy­ta­nie spra­wia­ło mi fizycz­ną trud­ność. Zasy­pia­łem, męczy­łem się, nie mogłem. A pierw­sze podej­ścia do niej były cał­kiem dobro­wol­ne, bo sta­ry, znisz­czo­ny, przed­wo­jen­ny chy­ba jesz­cze egzem­plarz W pusty­ni i w pusz­czy leżał na mojej pół­ce od kie­dy pamię­tam. Nawet kie­dyś latem na stry­chu pró­bo­wa­łem go pod­czy­ty­wać, pomię­dzy powie­ścia­mi o India­nach i kow­bo­jach, gry­ząc zie­lo­ne jabł­ka. Jak­kol­wiek nie pró­bo­wał­bym tego mito­lo­gi­zo­wać, wnio­sek jest jasny — nie zno­si­łem W pusty­ni i w pusz­czy.

Teraz mój sto­su­nek do Sien­kie­wi­cza jest zupeł­nie inny, bar­dziej ambi­wa­lent­ny. Po paro­krot­nej lek­tu­rze róż­nych czę­ści Try­lo­gii i innych powie­ści pierw­szo­rzęd­ne­go pisa­rza dru­go­rzęd­ne­go (nie z zami­ło­wa­nia, raczej z obo­wiąz­ku, bo jed­nak moje lata spę­dzo­ne w szko­le po stro­nie biur­ka powo­li dobi­ja­ją do 10, a więk­szość z nich to szko­ła, któ­re­go patro­nem był wła­śnie Sien­kie­wicz), powrót do W pusty­ni i w pusz­czy był cał­kiem przy­jem­ny. Książ­kę się czy­ta jak marze­nie — wart­ka akcja, bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­ni boha­te­ro­wie, reali­stycz­nie poka­za­na Afry­ka sprzed stu­le­cia, powsta­nie Mah­die­go uka­za­ne chy­ba dość rze­tel­nie przez pisa­rza dba­łe­go o realizm w histo­rycz­nych gawę­dach… Jak tego nie doce­nić? Sien­kie­wicz wciąż bije na gło­wę wszyst­kich prze­re­kla­mo­wa­nych auto­rów zupeł­nie nie­za­pa­da­ją­cych w pamięć powie­ści, z Małec­kim włącz­nie. Kwe­stia warsz­ta­tu, roz­ma­chu i zako­twi­cze­nia w rze­czy­wi­sto­ści. Pozy­ty­wizm to była bar­dzo dobra szko­ła, tyl­ko cza­sy nieciekawe.

No to co jest nie tak z W pustyni i w puszczy?

Przede wszyst­kim to nie jest książ­ka dla dzie­ci. To książ­ka dla wyro­bio­ne­go czy­tel­ni­ka, któ­ry potra­fi odna­leźć się w kon­wen­cjach lite­rac­kich, czy­ta kry­tycz­nie i pamię­ta o tym, że Sien­kie­wicz żył w rze­czy­wi­sto­ści zupeł­nie róż­nej od dzi­siej­szej. W kolo­nial­nej epo­ce sło­wo Murzyn jesz­cze nie było obraź­li­we, bo niko­mu nie wpa­dło­by do gło­wy, że miesz­kań­ców Afry­ki w ogó­le moż­na jakoś obra­zić. Dla Sien­kie­wi­cza było jasne, że Anglia w tam­tej epo­ce z defi­ni­cji nio­sła wyłącz­nie jasny pło­mień postę­pu, a wszel­kie ruchy zmie­rza­ją­ce do wyzwa­la­nia się afry­kań­skich naro­dów spod jarz­ma euro­pej­skich kolo­ni­za­to­rów nigdy nie mogły przy­nieść nicze­go dobre­go, bo były inspi­ro­wa­ne przez islam­skich bun­tow­ni­ków (dziś pew­nie byli­by to terroryści).

Sien­kie­wicz trak­tu­je spra­wę po swo­je­mu — Mah­dy­ści to zdraj­cy tacy sami jak Tata­rzy z Try­lo­gii, w dodat­ku głu­pi i cywi­li­za­cyj­nie cof­nię­ci o jakieś 2000 lat. Co inne­go bia­łe dziec­ko z Pol­ski, póź­ny wnuk ryce­rzy Rze­czy­po­spo­li­tej, dziel­ny chło­pak, nie­odrod­ny poto­mek obroń­ców chrze­ści­jań­stwa, pra­wa krew zwy­cięz­ców spod Cho­ci­mia i Wied­nia. Jego rolą jest misja cywi­li­za­cyj­na — pobić wro­gów, wyznaw­ców Alla­cha, a pogan nauczyć praw­dzi­wej reli­gii: Kali i Mea są poga­na­mi, a Nasi­bu, jako Zan­zi­bar­czyk, maho­me­ta­ni­nem. Trze­ba ich więc oświe­cić, nauczyć wia­ry i ochrzcić. Po co? Żeby byli sojusz­ni­ka­mi w wal­ce z Pół­księ­ży­cem, Murzy­ni bowiem, póki maho­me­ta­nizm nie wypeł­ni ich dusz nie­na­wi­ścią do nie­wier­nych i okru­cień­stwem, są raczej bojaź­li­wi i łagod­ni.

Świat postkolonialny

Dziś wie­my, że roz­pad świa­ta kolo­nial­ne­go był nie­unik­nio­ny. Wie­my, że kolo­ni­za­cja Afry­ki to set­ki lat gra­bie­ży i nie­wol­nic­twa. Sien­kie­wicz zda­je się tego nie zauwa­żać, sta­je po stro­nie sta­re­go ładu, dła­wią­ce­go ruchy naro­do­wo­wy­zwo­leń­cze. Tutaj przy­da­ły­by się przy lek­tu­rze powie­ści napraw­dę dobre przy­pi­sy. Nie tyl­ko same wyja­śnie­nia, co zna­czą sien­kie­wi­czow­skie archaizmy.

Z dru­giej stro­ny — Sien­kie­wicz akcen­tu­je, że pań­stwo der­wi­szów, zarzą­dza­ne przez fana­ty­ków reli­gij­nych, musi prze­isto­czyć się w krwa­wą dyk­ta­tu­rę zagra­ża­ją­cą zachod­nim war­to­ściom. I tu rów­nież przy­dał­by się przy­pis, bo być może myśl dzie­więt­na­sto­wiecz­ne­go pisarza-realisty traf­nie dia­gno­zu­je pod­ło­że współ­cze­snej woj­ny z ter­ro­ry­zmem i aktów bar­ba­rzyń­stwa doko­ny­wa­nych przez Pań­stwo Islam­skie. Bez dogłęb­nej ana­li­zy jed­nak nie spo­sób tego doko­nać. Na pew­no nie uda się to we wcze­snej pod­sta­wów­ce, z nie­wy­ro­bio­ny­mi czy­tel­ni­ka­mi i bez zaple­cza kry­tycz­ne­go, na któ­rą ze stro­ny ten­den­cyj­nie kon­ser­wa­tyw­nych pro­gra­mów naucza­nia i takich samych pod­ręcz­ni­ków do pol­skie­go raczej liczyć nie można.

Stasia trzeba słuchać

Wisien­ką na tor­cie jest oczy­wi­ście patriar­chal­na rela­cja Sta­sia i Nel. Dziel­ny chło­piec bro­ni mło­dej Angiel­ki, ale też cał­ko­wi­cie nad nią panu­je, od nie­go zale­żą wszyst­kie decy­zje, bez Sta­sia Nel pew­nie skoń­czy­ła­by w jakimś hare­mie. Nel panu­je tyl­ko nad sło­niem, choć to Sta­siu nauczył ją, że natu­ra musi słu­żyć czło­wie­ko­wi, bo Bóg dał mu zie­mię we wła­da­nie: korzy­sta­jąc z chwi­li, w któ­rej zna­lazł się w pobli­żu olbrzy­mie­go ucha, chwy­cił za nie obu ręko­ma, wdra­pał się po nim w mgnie­niu oka na gło­wę i siadł sło­nio­wi na kar­ku. — Aha — zawo­łał z góry na Nel — niech zro­zu­mie, że to on musi mnie słuchać.

Aż chce się powie­dzieć: Nel, złaź z trą­by. I powiedz Sta­sio­wi, żeby prze­stał się tak mądrzyć. I wła­ści­wie mniej wię­cej takie rze­czy sły­szę rów­nież od moich uczniów. Pyta­ją mnie na przy­kład ten spo­sób: A dla­cze­go tu jest napi­sa­ne Murzyn, a to prze­cież rasi­stow­skie? A dla­cze­go Nel nigdy nie ma swo­je­go zda­nia? Poważ­nie, pyta­ją o to. Ja mam w swo­jej szko­le prze­strzeń na to, żeby o tym dys­ku­to­wać, tyle ile będzie trze­ba. Ale wsa­dze­nie W pusty­ni i w pusz­czy w spis lek­tur obo­wiąz­ko­wych dla slo­tu 4–6, przy prze­ła­do­wa­nej i ana­chro­nicz­nej pod­sta­wie pro­gra­mo­wej, to tyl­ko utwier­dza­nie ste­reo­ty­pów. Co gor­sza, pocho­dzą­cych z epo­ki kolo­nial­nej, któ­ra się daw­no rozpadła.

Powtó­rzę raz jesz­cze — W pusty­ni i w pusz­czy to wspa­nia­ła książ­ka, podob­nie jak wszyst­kie powie­ści histo­rycz­ne Hen­ry­ka Sien­kie­wi­cza. Ale czy­ta­nie jej w pośpie­chu, bez wstę­pu i przy­pi­sów to poważ­ne nie­po­ro­zu­mie­nie. Nie o to cho­dzi w edu­ka­cji literackiej.

(dzi­siaj bez ocen)

PS. A na zdję­ciu dwie nowe pol­skie pły­ty — nie­orto­dok­syj­nie odczy­ta­ny Pade­rew­ski (Cup Of Time) i przy­jem­ny, a jed­no­cze­śnie nie­oczy­wi­sty jazz środ­ka (Adam Jarz­mik). Nic rewo­lu­cyj­ne­go, ale do czy­ta­nia lek­tur z kano­nu obo­wiąz­ko­we­go idealne.

Nel, zejdź z trą­by, czy­li “W pusty­ni i w pusz­czy” Hen­ry­ka Sienkiewicza
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: