Nowy wybór opowiadań Josepha Conrada w przekładzie Magdy Heydel to znakomity pretekst, by wrócić do małych form największego polskiego pisarza piszącego po angielsku. Chociaż właściwie nie trzeba pretekstów, żeby do niego wracać.
Tom prozy Conrada z Czarnego zawiera bardzo miarodajny wybór, bo dostajemy po trosze z każdego ze zbiorów wydawanych oryginalnie na początku ubiegłego stulecia, z każdego okresu twórczości pisarza. Najwięcej czasu spędzamy na dalekich Morzach Wschodnich, ale na parę dłuższych chwil lądujemy i w Anglii, i w polistopadowej Polsce. Nie ma tylko Jądra ciemności, ale tego chyba nikomu nie trzeba przypominać.
Mnie nie trzeba było namawiać — Conrada czytam regularnie, mniej więcej raz na dziesięć lat, w dużych dawkach. Z wyjątkiem Jądra ciemności, które ma u mnie niezmiennie 10/10 i do którego sięgam częściej. Opowiadania z Czarnego trochę przyspieszyła powrót do Conrada ze względu na przekład Magdy Heydel, a zazwyczaj do ręki wpadają teksty spolszczone przez Anielę Zagórską. Ale przyznam się szczerze, że przy okazji tej edycji i tak łyknąłem zbiorek Młodość i inne opowiadania, który wisi sobie na Wolnych Lekturach w wersji Zagórskiej. Bo tak trzeba i tak być musi.
Sztuka przekładu
Jak się czyta Conrada w przekładzie Magdy Heydel? Wspaniale się czyta. Aniela Zagórska wykonała przed stuleciem genialną robotę i jej przekłady są absolutnie kanoniczne, ale jednak język trochę się zmienia, stąd coraz więcej przypisów w reedycjach tych tekstów (zwłaszcza w zakresie terminologii marynistycznej). Magda Heydel odświeża Opowiadania Conrada w taki sposób, by ich język był maksymalnie zgodny z założeniami artystycznymi pisarza — uniwersalny, ponadnarodowy, transkontynentalny, niemal przezroczysty, a zarazem plastyczny.
Najwięcej chyba zyskało słynne opowiadanie Amy Foster, w którym pojawia się postać tułacza — emigranta z Polski. U Zagórskiej piękne zakończenie opowiadania trochę trąciło językiem romantycznym, a Heydel wrzuca wsteczny i wraca do stylu zdystansowanego, wzmacniającego efekt obcości, podkreślającego niezrozumienie, jakiego doświadcza Yanko Gooral. A dzięki temu tekst ma jeszcze większą siłę wyrazu. Ale też przyznajmy szczerze — przekłady Zagórskiej były na tyle dobre, że zestarzały się w bardzo niewielkim stopniu, dlatego np. taką Młodość przeczytałem sobie dwa razy, w starym i w nowym przekładzie. Obie wersje tekstu są znakomite.
Świeżość modernizmu
Największe wrażenie robią klasyki — Młodość: opowieść, Amy Foster i Freya z Siedmiu Wysp. Zwłaszcza ten ostatni tekst, ujawniający świeże spojrzenie Conrada na opresyjną sytuację kobiet w świecie kolonialnym, znakomicie zaświadcza o ponadczasowym charakterze twórczości autora Lorda Jima. Freya walczy o prawo do samostanowienia o własnym życiu i własnym losie, ucieleśniając tym samym istotę feminizmu bez jednego nawet użycia słowa na “f”: Nikt nie może mnie unieść. Nawet ty. Nie należę do dziewcząt, które się unosi. I tyle.
I na koniec — dobrze, że tym razem tomik nie zawiera tylko samych tekstów literackich. Opowiadania Conrada w nowej edycji Czarnego zawiera ciekawe i inspirujące do kolejnych lektur posłowie pióra Magdy Heydel. To powinno być standardem.
5/5
PS. Czy mam swoją ulubioną piosenkę o katastrofach morskich? No jasne, że mam.