Niedużych rozmiarów powieść Sąd w Canudos dotyka tego samego problemu, co Wojna końca świata Llosy, ale najbardziej ze wszystkiego przypomina Jądro ciemności. Jest o zezwierzęceniu ludzi, którzy mordują, bo mogą.
Jest to co prawda drugie już wydanie Czytelnika, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że wychodzi w wyjątkowo ważnym momencie. Węgierski pisarz skonstruował książkę w taki sposób, by wydarzenia z końca XIX wieku z Brazylii antycypowały kolejne bestialstwa — ludobójstwa z okresu II wojny światowej i kolejne przyszłe zbrodnie przeciwko ludzkości (pisał ją dwadzieścia pięć lat po wojnie). Uniwersalne pytanie zadane w tej książce brzmi następująco — ludzie mordują, bo tak nakazuje im system (lub ideologia), czy po prostu mordują, bo mogą? Warto je sobie przypomnieć w roku Buczy, Mariupola i całej wojny w Ukrainie.
Wojsko i anarchiści
Punkt wyjścia jest taki: wojsko niedawno proklamowanej republiki brazylijskiej brutalnie pacyfikuje zbuntowane miasteczko Canudos, zamieszkiwane przez ok. trzydziestotysięczną społeczność tworzoną przez religijną sektę, której przywódcą jest Doradca. Utopijni anarchiści z Canudos odmawiają płacenia podatków i poddania się systemowi polityczno-prawnemu Brazylii, bo wybierają wolność. Po trzech nieudanych kampaniach wojskowych nadciąga czwarta, która po odcięciu Canudos od wody i żywności bezlitośnie morduje wszystkich. Nie tylko mężczyzn, także kobiety, dzieci, starców. Wojskowi nazywają to oczyszczaniem — to eufemizm zastępujący eksterminację. Brazylijskie wojsko republikańskie przypomina Einsatzgruppen z frontu wschodniego i jeszcze wiele innych, dwudziestowiecznych szwadronów śmierci.
To nie fikcja literacka, tylko autentyczne wydarzenia. Márai w brazylijskiej historii dostrzegł mechanizm powtarzający się później. Podobnie jest z drugim ważnym tematem powieści — węgierski pisarz szuka przyczyn występowania zbiorowych psychoz w postaci różnych izmów — np. anarchii, komunizmu, fanatyzmu religijnego, terroryzmu. Widzi w Canudos ich prototyp. I tu sytuacja staje się dwuznaczna, bo w pierwszej części książki dominuje szokująca relacja z eksterminacji dokonanej w Brazylii. W części drugiej natomiast następuje dyskusja między reprezentantami porządku z Europy i anarchii z Canudos. Márai wyraźnie sprzyja jednak porządkowi, mimo właśnie dokonanej zbrodni. Wychodzi na to, że lepszy okrutny ład niż zbiorowy obłęd.
Hippisi z Canudos
To jest diagnoza pisarza, który reprezentował starą, przedwojenną Europę i opłakiwał jej gruzy. W posłowiu do powieści sugerował, że Canudos znajduje swoje reprezentacje m.in. w komunach hippisowskich — widział w kontrkulturze zagrożenie. I tu trudno mi się z nim zgodzić. Márai widział w Lennonie i reszcie duchowych przywódców kontrkultury nowych Doradców, którzy muszą siłą rzeczy doprowadzić do kolejnych katastrof (pisał o tym w Dzienniku). Jak widać, akurat nie Lennon zgubił współczesny świat. Może nawet wespół z innymi artystami (choćby z Bono, Dylanem, Geldofem) trochę ten świat podreperował. Przydałby się dziś taki John Lennon, który kazałby dać pokojowi szansę i którego ludzie by słuchali.
Ale tego Márai nie wiedział. A Sąd w Canudos jest powieścią na tyle niejednoznaczną i przenikliwą, że kontekst hippisowski z posłowia jej nie psuje. Są w niej inne rzeczy z rodzaju tych najważniejszych.
5/6
PS. Trochę z przyzwyczajenia, a trochę, bo tak chcę, do książek Máraiego (których wrzuciłem tu naprawdę sporo) dołączam płyty z Hevhetii, bo ta wytwórnia mieści się w Koszycach, niegdyś małej ojczyźnie pisarza. No to kolejna rzecz, tym razem bardzo wymagająca.