To nie było łatwe — bębnić w The Beatles. Jak się gra w najważniejszym zespole na świecie jako ten czwarty, łatwo o kompleksy. Ringo Starr trafił do zespołu najpóźniej i wykazywał największe braki w warsztacie. Za to miał największe poczucie humoru i był ulubieńcem dziewczyn. Jak się później okazało, był jedynym Beatlesem, który potrafił dogadać się z pozostałą trójką po rozpadzie zespołu.
Może to właśnie umiejętność odnalezienia się w każdej sytuacji, dystans do siebie, humor oraz zwykła życzliwość dla świata i innych ludzi (a tej najbardziej brakowało Lennonowi i McCartney’owi) sprawiły, że Ringo przetrwał jakoś załamanie po rozpadzie The Beatles, a także całe lata życiowych i artystycznych niepowodzeń? Taką tezę stawia Michael Seth Starr (zbieżność nazwiska z pseudonimem perkusisty The Beatles przypadkowa) w wydanej niedawno po polsku biografii Ringo.
Richard Starkey, bo tak naprawdę nazywał się czwarty Beatles, nie był genialnym perkusistą. Jego wielkość polega na czymś zupełnie innym. Ringo udowodnił sobie i światu, że nie trzeba być wirtuozem, by przejść do historii muzyki. To on jako pierwszy zasłynął z tego, że od mistrzowskiego warsztatu ważniejsze jest wyczucie, umiejętność współgrania z innymi. Pewnie dlatego po rozpadzie The Beatles każdy z dawnych kolegów z zespołu miał w zwyczaju komponować Ringowi przynajmniej jedną piosenkę na album solowy. Ringo grywał też na płytach każdego z Beatlesów z osobna. I chociaż kariera solowa nie wychodziła mu w ogóle, to Ringo zwykł być katalizatorem sytuacji, w których The Beatles PRAWIE schodzili się na nowo.
Właściwie to jest książka o charakterze Ringa. Ale też o frustracji, jaką muzyk przechodził po rozpadzie The Beatles, alkoholizmie, poczuciu zepchnięcia na boczny tor historii… Dlatego tę biografię się całkiem nieźle czyta. To przeważnie jest problem biografii muzycznych, z reguły koszmarnie napisanych i przypominających przydługie kalendaria, że nie czyta się ich z równym zainteresowaniem od początku do końca. Natomiast historia Ringo Starra jest rzeczywiście wciągająca. Jak każda biografia raczej nie czaruje stylem ani językiem, ale na pewno ułatwia wejście w świat ex-Beatlesa i zrozumienie wszystkich blasków i cieni światowej sławy.
Pewnie, że możecie powiedzieć — wielka tragedia, rozterki faceta, który sprzedał dom za 200 milionów funtów! No tak, ale wyobraźcie sobie, że graliście w The Beatles, a kilka lat później nie jesteście w stanie napisać ani jednej piosenki cieszącej się choćby zdawkową popularnością. I że Waszym kumplom też to nie wychodzi. Frustrujące?
Wielu znajomym Ringa (np. Claptonowi) radzenie sobie ze spadkiem popularności wychodziło znacznie gorzej. Ringo Starr nawet w okresie ostrego alkoholizmu potrafił być uroczy. Na przykład był narratorem w telewizyjnej audycji dla dzieci Tomek i przyjaciele (nie mylcie z kreskówką). Dzieci go kochały. No bo jak go nie kochać? Podobno ze wszystkich aktorów grających razem z Ringiem w gniotowatych komediach z lat 70., przy których nawet koszmarny film Magical Mystery Tour można by nazwać klasyką, jedynie ex-Beatles miał jakiekolwiek znośne momenty. Podobno.
3,5/5
No to co? Odpalamy Octopus’s Garden?
Tekst ukazał się w skróconej wersji w ostatnim numerze kwartalnika “Lizard Magazyn” (nr 25/2017). Piszę w nim też m.in. o legendarnym labelu 4AD — Bauhausie, The Birthday Party, Dead Can Dance, Cocteau Twins, The Pixies i innych pięknościach. Zerknijcie koniecznie!