Nieczęsto zdarza się, że literacki reportaż jest tak przygnębiający, jak Czarnobylska modlitwa Swietłany Aleksijewicz. Tak zwani Likwidatorzy, czyli ludzie walczący ze skutkami wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu, zapłacili ogromną cenę za uratowanie Wschodniej Europy (a być może nie tylko Wschodniej) przed skażeniem nuklearnym. Strażacy gaszący reaktor z reguły umierali w ciągu 14 dni od momentu napromieniowania. A setki lekarzy, pielęgniarek, żołnierzy, studentów, inżynierów, szoferów, robotników budowlanych i zwykłych mieszkańców okolic reaktora poważnie ucierpiało w wyniku choroby popromiennej. Czarnobylska modlitwa nie daje nadziei na zbawienie.
Miłość w Czarnobylu
Seria reportaży o Czarnobylu zgromadzonych w książce Czarnobylska modlitwa zamknięta jest szczególną klamrą kompozycyjną. Zaczyna się i kończy historią o miłości. Bohaterki krótkich form reporterskich opowiadają o wielkiej miłości do mężczyzn, którym los kazał gasić reaktor nr 4 w Czarnobylu zaraz po wybuchu 26 kwietnia 1986. Żaden z nich nie dożył połowy maja ’86. Obaj umierali w straszliwych męczarniach. Kobiety opisują, w jaki sposób się zajmowały nieuleczalnymi ranami, jak godziły się ze śmiercią, jak narażały się na napromieniowanie rezygnując z ucieczki ze skażonego terenu. Pierwsza z nich zapłaciła za to niewyobrażalną cenę – nieświadomie napromieniowała noszone w brzuchu dziecko. Dziewczynka umarła cztery godziny po porodzie, miała 28 rentgenów w wątrobie. Popłakałem się na 26 stronie.
Tym, którzy uratowali świat
Czarnobylski pomnik poświęcony likwidatorom nie jest ani specjalnie piękny, ani zjawiskowy. Mocno wzorowany na socrealizmie, może być przykładem schyłku tego kierunku – tak jak Czarnobyl przyczynił się do szybszego upadku chwiejącego się już imperium radzieckiego. Ale jest w nim coś niezwykle poruszającego. Dedykacja na pomniku brzmi: tym, którzy uratowali świat. To zwykli ludzie. Strażacy gaszący pożar jądrowy sikawkami i piaskiem. Ludzie zasypujący łopatą nuklearny ogień. Takiego scenariusza nie przewidział nikt w najgorszych koszmarach. A wyrażenie „z łopatą na atom” przeszło do języka codziennego.
Białoruska Noblistka nie spisuje kompletnej historii katastrofy w Czarnobylu – inni zrobili to przed nią. Aleksijewicz robi to samo, co w pozostałych swoich książkach (np. w Czasach secondhand), czyli wysłuchuje świadectw ludzi dotkniętych nieszczęściem, świadków i wszystkich, którzy chcą opowiedzieć swoją prywatną wersję historii. W Czarnobylskiej modlitwie są to zarówno inżynierowie i likwidatorzy, starający się wyjaśnić choć część tego, co przeżyli podczas katastrofy jądrowej, jak i zwykli, prości ludzie, najczęściej nielegalni mieszkańcy Strefy. Dzięki temu Kronika przyszłości jest tak przerażająco wiarygodna i poruszająca do głębi.
To nie jest science fiction
Niezwykłe są opowieści bohaterów reportaży Aleksijewicz o zagubieniu i kompletnym niezrozumieniu tego, co się działo po wybuchu reaktora w Czarnobylu. Pewien inżynier opowiada o tym, jak ludzie nauki i nauczyciele fizyki wyciągali dzieci na balkony, by pokazać im piękne światło płonącej elektrowni. Żołnierze mówią, że byli kompletnie nieprzygotowani do walki z niewidzialnym wrogiem. Szkolili się do obrony po zdetonowaniu bomby atomowej przez nieprzyjaciela, a nie do odkażania terenu w czasie pokoju. Padały pytania – czy to już jest wojna atomowa czy nie? Czy to jest koniec świata? I dlaczego ludzie zasypują atomowy pożar łopatą, a kombinezony ochronne pierze się raz na dwa miesiące, zamiast codziennie?
W literaturze SF jest miejsce na happy end, a w czarnobylskiej historii go nie ma. Pewnie dlatego kilkoro rozmówców Swietłany Aleksijewicz – filmowców, reporterów, fotografów – mówi o tym, że po Czarnobylu fantastyka katastroficzna nie ma sensu. Przynajmniej dla świadków wydarzeń z kwietnia 1986 roku i dla osób cierpiących na choroby wywołane przez promieniowanie. Dla nich apokalipsa już nadeszła. Kronika ich przeżyć jest dla Swietłany Aleksijewicz przestrogą na przyszłość. Spisując historię z lat 80., mówi o tym, co dopiero może się wydarzyć, dlatego nadaje książce podtytuł Kronika przyszłości. Oby jej przepowiednia nigdy się nie spełniła.
5/5
Film: polski duet Job Karma i animacja Arkadiusza Bagińskiego do płyty-projektu “Tschernobyl”