Przepis na tyrana, czyli “Podręcznik dla inkwizytorów” Antunesa

podręcznik dla inkwizytorów

Powieść dosko­na­ła? Esen­cja dwu­dzie­sto­wiecz­ne­go moder­ni­zmu wymie­sza­na z tem­pe­ra­men­tem pisa­rzy z krę­gu reali­zmu magicz­ne­go? Książ­ka kon­ty­nu­ują­ca wszyst­ko, co naj­lep­sze u Faulk­ne­ra? Nie wiem, na co się zdecydować.

Jeszcze jeden tyran

Pod­ręcz­nik dla inkwi­zy­to­rów to powieść roz­li­cza­ją­ca się z okre­sem dyk­ta­tu­ry w Por­tu­ga­lii. Tro­chę prze­oczo­nym przez naszą część Euro­py, któ­rej przy­szło się mie­rzyć z naj­gor­szy­mi mode­la­mi państw tota­li­tar­nych. War­to jed­nak pamię­tać rów­nież o auto­ry­tar­nej wła­dzy Sala­za­ra, któ­ry skrył się w cie­niu wiel­kich dwu­dzie­sto­wiecz­nych dyk­ta­to­rów, zręcz­nie manew­ru­jąc mię­dzy Hitle­rem i alian­ta­mi, co nie prze­szko­dzi­ło mu wysy­łać przez dzie­siąt­ki lat prze­ciw­ni­ków poli­tycz­nych do obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych two­rzo­nych w afry­kań­skich kolo­niach. Sala­zar w lite­rac­kiej wizji Antu­ne­sa przy­po­mi­na tro­chę Mus­so­li­nie­go, tro­chę woj­sko­wych dyk­ta­to­rów z Ame­ry­ki Połu­dnio­wej, a tro­chę Berię, któ­ry według jed­nej z wer­sji miej­skiej legen­dy o Czar­nej Woł­dze miał podob­no urzą­dzać sobie w Moskwie noc­ne polo­wa­nia na kobiety.

Na pierw­sze miej­sce wysu­wa się jed­nak w powie­ści inna postać – dok­to­ra Fran­ci­sco, jed­ne­go z mini­strów Sala­za­ra, któ­ry ukształ­to­wa­ny został na wzór naj­cie­kaw­sze­go chy­ba boha­te­ra w dorob­ku Faulk­ne­ra, lite­rac­kie­go mistrza Antu­ne­sa – sta­re­go Sut­pe­na z Absa­lo­mie, Absa­lo­mie. Boha­ter jest uka­zy­wa­ny z róż­nych punk­tów widze­nia, cza­sa­mi jako oso­ba nie­mal nad­ludz­ka, prze­ra­ża­ją­ca i nie­bez­piecz­na, a cza­sa­mi jako nie­szczę­śli­wy, żało­sny sza­le­niec. Nie wol­no jed­nak dać się zwieść – snu­ją­cy swo­je opo­wie­ści nar­ra­to­rzy czę­sto repre­zen­tu­ją te same wady co dok­tor Fran­ci­sco, tyl­ko w nie­co mniej­szej skali.

Żeby było wiadomo, kto tu rządzi

Naj­waż­niej­szy jest tu jed­nak styl. Fascy­nu­ją­cy, pory­wa­ją­cy, bar­dzo inten­syw­ny. Pełen obse­syj­nych powtó­rzeń (odle­głe, niczym nie uza­sad­nio­ne sko­ja­rze­nie z Tkaczyszynem-Dyckim) i nawra­ca­ją­cych lejt­mo­ty­wów, jak w wagne­row­skiej ope­rze. I tu Antu­nes porzu­ca faulk­ne­row­ski wzór – ame­ry­kań­ski nobli­sta subiek­ty­wi­zo­wał nar­ra­cję, sty­li­zo­wał język (np. na żar­gon czar­no­skó­rych słu­żą­cych), nato­miast pisarz por­tu­gal­ski ujed­no­li­ca styl wypo­wie­dzi boha­te­rów, czę­sto skraj­nie róż­nią­cych się od sie­bie, two­rząc dziw­ne, mania­kal­ne libret­to, z gra­ficz­nie wyod­ręb­nio­ny­mi refre­na­mi i wtrą­ce­nia­mi. Taki­mi jak np. wie­lo­krot­nie powtó­rzo­ne w całej powie­ści zda­nie:Robię wszyst­ko cze­go tyl­ko one chcą ale nigdy nie ścią­gam z gło­wy kape­lu­sza żeby było wia­do­mo kto tu rzą­dzi. Zda­nie, któ­re pada mię­dzy inny­mi wte­dy, gdy mini­ster Fran­ci­sco gwał­ci cór­kę parob­ka. I któ­re wywo­łu­je dreszcz (prze­ra­że­nia? obrzy­dze­nia?) za każ­dym razem, gdy się poja­wia. Takich refre­nów są w Pod­ręcz­ni­ku dla inkwi­zy­to­rów set­ki.

Antó­nio Lobo Antu­nes genial­nie kon­ty­nu­uje dzie­ło Faulk­ne­ra, przy­wra­ca do życia stru­mień świa­do­mo­ści, a przy oka­zji uzu­peł­nia poczet lite­rac­kich przed­sta­wień dwu­dzie­sto­wiecz­nych dyk­ta­to­rów. Dla­te­go Pod­ręcz­nik dla inkwi­zy­to­rów moż­na śmia­ło posta­wić obok takich ksią­żek, jak Krót­ki i nie­zwy­kły żywot Osca­ra Wao Juno­ta Dia­za, Jesień patriar­chy Gabrie­la Gar­cii Márqu­eza czy Świę­to kozła Mario Var­ga­sa Llo­sy, czy­li w ści­słym kano­nie świa­to­wej literatury.

Książ­ka bar­dzo na cza­sie — wszak inkwi­zy­to­rów (i tych, któ­rzy chcą poka­zać, kto tu rzą­dzi) dziś nie brakuje.

5/5

www.facebook.com/literaturasaute

 

Prze­pis na tyra­na, czy­li “Pod­ręcz­nik dla inkwi­zy­to­rów” Antunesa
Facebooktwitterlinkedintumblrmail