Boczne drzwi do sławy, czyli „Nieśmiertelność” M. Kundery

kundera nieśmiertelność

Mam sta­now­czą i trwa­łą wolę kochać Cię wiecz­nie – tak pisze w liście zaadre­so­wa­nym do sta­re­go, ste­try­cza­łe­go Goethe­go Bet­ti­na, mło­da, inte­li­gent­na i pięk­na dziew­czy­na. Co ją pocią­ga w zdzia­dzia­łym poecie? Bet­ti­na wie, że jej listy będą czy­ta­ne jesz­cze dłu­go po śmier­ci Goethe­go. Wie, że w ten spo­sób otwie­ra sobie drzwi do nie­śmier­tel­no­ści. A gdy zain­te­re­so­wa­nie świa­ta jej oso­bą opa­da – sama je wskrze­sza z mar­twych, pisząc książ­kę o Goethem. Kun­de­ra doda­je: O wie­le istot­niej­sze od sło­wa „kochać” są sło­wa „wiecz­ne” oraz „wola”. O takiej wła­śnie nie­śmier­tel­no­ści trak­tu­je jed­na z naj­lep­szych (zda­niem nie­któ­rych czy­tel­ni­ków – naj­lep­sza) powieść auto­ra Nie­zno­śnej lek­ko­ści bytu.

Dwie lewe nogi Goethego

Kun­de­ra lubi zaglą­dać w życie wiel­kich ludzi od stro­ny kuchen­nych drzwi. W histo­rii o roman­sie Goethe­go i Bet­ti­ny inte­re­su­je go przede wszyst­kim to, jakie dziew­czy­na będzie mia­ła z tego korzy­ści. Zresz­tą, ani przez chwi­lę nie wąt­pi­my, że Goethe został przez Bet­ti­nę w ten romans wro­bio­ny. I dobrze – mogło­by to być naucz­ką dla każ­de­go sta­re­go świn­tu­cha tyl­ko cze­ka­ją­ce­go na to, by posa­dzić sobie mło­dą dziew­czy­nę na kola­nach. Goethe w powie­ści Nie­śmier­tel­ność nie budzi lito­ści, lecz politowanie. 

Moż­na mieć z tego odro­bi­nę rado­chy – jak zawsze, gdy pomni­ko­wa postać poka­zu­je jakąś sła­bość. Im bar­dziej ide­al­ny por­tret, tym mniej wie­rzy­my w real­ne ist­nie­nie oso­by, któ­rą przed­sta­wia. Dla­te­go mój ulu­bio­ny obraz por­tre­tu­ją­cy Goethe­go to ten, na któ­rym poeta ma dwie lewe nogi – budzi to zabaw­ny dyso­nans z pod­ręcz­ni­ko­wo kla­sy­cy­stycz­nym sty­lem, w jakim Tisch­be­in uka­zał twór­cę Fau­sta. Myślę, że ten obraz mógł­by się też podo­bać Kunderze.

To zawsze są historie o mężczyznach i kobietach

Z dużo więk­szą empa­tią Kun­de­ra pochy­la się nad pozo­sta­ły­mi posta­cia­mi Nie­śmier­tel­no­ści – zwy­kły­mi ludź­mi, zanu­rzo­ny­mi w codzien­no­ści, jak zwy­kle u cze­skie­go pisa­rza nie­ustan­nie szu­ka­ją­cy­mi miło­ści. Autor Żar­tu nie ukry­wa, że two­rząc swo­ich boha­te­rów inspi­ro­wał się praw­dzi­wy­mi oso­ba­mi – głów­na boha­ter­ka to kobie­ta, któ­ra na moment wynu­rza się z base­nu, a pisarz w tym samym momen­cie wymy­śla jej fik­cyj­ną bio­gra­fię. Losy wszyst­kich posta­ci, z pozo­ru nie mają­cych ze sobą wie­le wspól­ne­go, zawsze gdzieś się zazę­bia­ją – jak w fil­mach Iñár­ri­tu (np. Amo­res per­ros, 21 Gra­mów) i jego naśla­dow­ców. W moim odczu­ciu to wła­śnie decy­du­je o sile powie­ści Kundery.

A jed­nak nie wszyst­ko w tej książ­ce lubię. Jak w całej twór­czo­ści Kun­de­ry, tro­chę iry­tu­je mnie cha­rak­te­ry­stycz­na ten­den­cja, któ­ra naka­zy­wa­ła pisa­rzo­wi spro­wa­dzać wszel­kie wąt­ki i poru­sza­ne pro­ble­my do sto­sun­ków damsko-męskich. Wszyst­kie książ­ki Kun­de­ry to opo­wia­da­nie wciąż na nowo tego same­go roman­su. Mnie to tro­chę nudzi. Po Houel­le­be­cqu (któ­ry wszyst­kie męsko-damskie roz­ter­ki cał­kiem prze­kre­ślił i zastą­pił inter­ne­to­wą por­no­gra­fią) i Zadie Smith (zde­cy­do­wa­nie bar­dziej od Kun­de­ry wyczu­lo­ną na niu­an­se społeczno-kulturowe) miło­sne histo­rie Kun­de­ry wyda­ją mi się tro­chę niepotrzebne. 

I pamię­tam, że Mar­cin Świe­tlic­ki pisał: to zawsze są histo­rie o męż­czy­znach i kobie­tach. Pew­nie, wszy­scy lubią, jak jest o miło­ści. Ale dla­cze­go mam czy­tać w kół­ko o tej samej miło­ści? Z czy­ta­niem Kun­de­ry mam tak, jak z uma­wia­niem się na piwo z kum­pla­mi, któ­rzy w kół­ko gada­ją o swo­ich ero­tycz­nych pod­bo­jach – robię to naj­wy­żej raz na dwa-trzy lata. Nawet, jak mają jakiś dok­to­rat albo dużo wie­dzą o poezji i sztu­kach wizualnych.

4/5

www.facebook.com/literaturasaute

Bocz­ne drzwi do sła­wy, czy­li „Nie­śmier­tel­ność” M. Kundery
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: