Świt i zmierzch rewolucji imażynistycznej, czyli “Cynicy” A. Marienhofa

marienhof cynicy

 

Wraz z rewo­lu­cją bol­sze­wic­ką skoń­czył się futu­ryzm, a zaczął ima­ży­nizm. Róż­ni­ca mię­dzy nimi jest ogrom­na – obraz zamiast dekla­ra­cji, meta­fo­ra w miej­sce pusto­sło­wia. Skok jest tak ogrom­ny, jak przej­ście od nie­miec­kie­go eks­pre­sjo­ni­zmu w kinie do mon­ta­żu inte­lek­tu­al­ne­go Eisen­ste­ina. Nie­ste­ty, i Eisen­ste­in, i ima­ży­ni­ści mar­nie wyszli na zaan­ga­żo­wa­niu w budo­wę komu­ni­zmu. O ile naj­więk­szy poeta ima­ży­ni­zmu – Jesie­nin – oraz geniusz radziec­kie­go kina prze­trwa­li w histo­rii kul­tu­ry jako wspa­nia­li inno­wa­to­rzy zagu­bie­ni w histo­rycz­nej zawie­ru­sze, o tyle Marien­hof (któ­re­go wła­dza radziec­ka uka­ra­ła cał­ko­wi­tym zaka­zem dru­ku w ZSRR) zupeł­nie prze­padł. Niesłusznie.

Cyni­cy to jedy­na w histo­rii lite­ra­tu­ry powieść ima­ży­ni­stycz­na. Wyda­na w 1928 roku w Ber­li­nie (po rosyj­sku), sta­ła się przy­czy­ną cał­ko­wi­te­go upad­ku Marien­ho­fa jako pisa­rza. Kło­po­ty zaczę­ły się zupeł­nie przy­pad­kiem – w Związ­ku Radziec­kim opóź­ni­ła się publi­ka­cja Cyni­ków, dla­te­go ber­liń­ska edy­cja uka­za­ła się jako pierw­sza, a osta­tecz­nie jedy­na. Choć kry­ty­cy emi­gra­cyj­ni obrzu­ci­li Cyni­ków bło­tem, a Marien­hof prze­ko­ny­wał par­tię, że książ­ka jest kpi­ną ze zde­ge­ne­ro­wa­nej sztu­ki bur­żu­azyj­nej, par­tyj­ni orto­dok­si posta­no­wi­li zakwa­li­fi­ko­wać Marien­ho­fa jako wro­ga ludu. Mimo tego, że wcze­śniej powieść Cyni­cy otrzy­ma­ła pozwo­le­nie na druk w ZSRR. Marien­hof źle tra­fił. W tym okre­sie kło­po­ty mie­li nawet naj­więk­si radziec­cy twór­cy, któ­rzy nie mie­ści­li się w sztyw­nie­ją­cych ramach kul­tu­ry socja­li­stycz­nej – np. Gor­ki i popa­da­ją­cy w nie­ła­skę za wie­lo­znacz­ność Eisenstein.

Swo­ją dro­gą, czy­ta­na po latach powieść Cyni­cy w peł­ni zasłu­gu­je na mia­no genial­ne­go tek­stu anty­sys­te­mo­we­go. Nawet wbrew rze­czy­wi­stym inten­cjom Marien­ho­fa, któ­ry wca­le nie chciał wal­czyć z komu­ni­zmem, tyl­ko zna­leźć w nim jakąś niszę dla swo­je­go bur­żu­azyj­ne­go z ducha dan­dy­zmu. Zawsze dobrze ubra­ny, kocha­ją­cy wykwint­ne dania i dobry alko­hol, nie­roz­łącz­ny z Jesie­ni­nem i prze­ra­fi­no­wa­ny Marien­hof nie mógł jed­nak skoń­czyć dobrze. Jedy­na jego powieść to ostat­nia poważ­na publi­ka­cja pisa­rza. I tak jakimś cudem unik­nął łagru. Pew­nie gdy­by Cyni­ków wydru­ko­wał kil­ka lat póź­niej nic by go przed łagrem nie ustrzegło.

Co to jest powieść ima­ży­ni­stycz­na? To taka pro­za, w któ­rej domi­nu­ją obraz­ki z życia codzien­ne­go boha­te­rów w posta­ci minia­tu­ro­wych scen (obraz zamiast dekla­ra­cji) poprze­ty­ka­nych auten­tycz­ny­mi i zmy­ślo­ny­mi komu­ni­ka­ta­mi pra­so­wy­mi, rekla­ma­mi, obwiesz­cze­nia­mi (kon­kret zamiast abs­trak­cji). Struk­tu­ra Cyni­ków przy­po­mi­na mon­taż zasto­so­wa­ny w fil­mach Eisen­ste­ina, któ­ry naprze­mien­nie uka­zy­wał sce­ny jed­nost­ko­we i gru­po­we, two­rząc tym samym genial­ne meta­fo­ry. Marien­hof poka­zu­je boha­te­rów piją­cych wód­kę, roz­pra­wia­ją­cych o rewo­lu­cji, kocha­ją­cych się i zdra­dza­ją­cych (rów­nież za pie­nią­dze), a w tle otrzy­mu­je­my np. donie­sie­nia o pro­ble­mach apro­wi­za­cyj­nych w rewo­lu­cyj­nej Moskwie i prze­ra­ża­ją­ce komu­ni­ka­ty o aktach kani­ba­li­zmu w gło­du­ją­cych rosyj­skich wsiach. Stwo­rzo­na w ten spo­sób wizja rewo­lu­cji jest w peł­ni wia­ry­god­na i napraw­dę przerażająca.

Boha­te­ro­wie Marien­ho­fa to moral­ni dege­ne­ra­ci – nie wie­rzą ani w miłość (są cynicz­ny­mi poli­ga­mi­sta­mi), ani w moż­li­wość stwo­rze­nia jakie­go­kol­wiek spo­łecz­ne­go ładu (komu­ni­stom nie ufa­ją, a bur­żu­azją się brzy­dzą, choć ją ponie­kąd repre­zen­tu­ją). Przy­po­mi­na­ją posta­ci z Nie­na­sy­ce­nia Wit­ka­ce­go – są zepsu­ci i dobrze zda­ją sobie z tego spra­wę. Podob­nie jak Wit­ka­cy, Marien­hof wie, że ich czas wła­śnie się koń­czy. I dla­te­go jego powieść sta­je się przej­mu­ją­cym epi­ta­fium dla dan­dy­zmu i prze­ra­fi­no­wa­nia świa­ta sprzed rewo­lu­cji. A jego samo­kry­ty­ka zło­żo­na przed par­tią, w któ­rej Marien­hof pró­bo­wał prze­ko­nać bol­sze­wi­ków, że jego książ­ka jest saty­rą na dan­dyzm, wyda­je się zupeł­nie nie­prze­ko­nu­ją­ca. I wte­dy, w 1929 roku rów­nież niko­go nie przekonała.

Odczy­ty­wa­na na nowo po latach powieść Marien­ho­fa to cen­ne zagu­bio­ne świa­dec­two z okre­su, w któ­rym rewo­lu­cja komu­ni­stycz­na prze­mie­nia­ła się w sta­li­now­ski tota­li­ta­ryzm. Książ­ka, w któ­rej bar­dzo wyra­zi­ście uka­za­ne są przy­czy­ny rychłe­go upad­ku idei rewo­lu­cyj­nych, zwłasz­cza te eko­no­micz­ne – anar­chizm gospo­dar­czy rewo­lu­cji dopro­wa­dził do gło­du, któ­ry trwa­le dotknął milio­ny Rosjan. Skoń­czy­ło się tak, jak się skoń­czy­ło. Sta­lin chwy­cił wszyst­kich za gar­dło, powy­wo­ził wro­gów ludu na Sybe­rię, a opo­zy­cji pozbył się dzię­ki czyst­kom z 1936 roku. O tym już Marien­hof nie pisze, ale w jakiś spo­sób prze­czu­wa rychłą kata­stro­fę: Olga popeł­nia samo­bój­stwo, Sier­giej jest inwa­li­dą wojen­nym, zade­nun­cjo­no­wa­ny za prze­krę­ty han­dlo­we Doku­cza­jew idzie do łagru, a nar­ra­tor pogrą­ża się w rozpaczy.

Marien­hof uka­zu­je też inną przy­czy­nę upad­ku idei rosyj­skiej rewo­lu­cji, a mia­no­wi­cie jej złud­ne, uto­pij­ne pod­sta­wy, nie­wy­star­cza­ją­co sil­ne, by mogły spraw­dzić się w kon­fron­ta­cji z praw­dzi­wy­mi wyzwa­nia­mi eko­no­micz­ny­mi, poli­tycz­ny­mi i spo­łecz­ny­mi. Boha­te­ro­wie Marien­ho­fa nie wie­rzą zatem w nic – ani w idee przed­re­wo­lu­cyj­ne, ani w komu­nizm. Każ­da wia­ra w koń­cu prze­ja­da się jak sie­ka­ne kotle­ty albo zupa z maka­ro­nem. Trze­ba ją od cza­su do cza­su zmie­niać: Perun, Chry­stus, Socja­lizm (s. 153).

Szko­da tyl­ko, że stwo­rzo­na przez nie­go kon­cep­cja lite­ra­tu­ry nie zna­la­zła naśla­dow­ców. Eisen­ste­in mimo nie­szczę­śli­wych wybo­rów poli­tycz­nych jest dziś w świa­to­wym kinie obec­ny jako twór­ca mon­ta­żu inte­lek­tu­al­ne­go, wciąż w kinie wyko­rzy­sty­wa­ne­go. Marien­ho­fa nikt nie naśla­do­wał ani nawet nie czy­tał, bo jego tek­sty były przez dzie­siąt­ki lat cał­ko­wi­cie nie­do­stęp­ne. A dziś sta­no­wią bar­dziej świa­dec­two minio­nej epo­ki, za któ­rą zresz­tą nikt nie tęsk­ni, niż żywą lite­ra­tu­rę. Zasłu­żył sobie na inny los.

5/5

www.facebook.com/literaturasaute

Świt i zmierzch rewo­lu­cji ima­ży­ni­stycz­nej, czy­li “Cyni­cy” A. Marienhofa
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: