Jak pryska american dream, czyli „Amerykańska sielanka” Philipa Rotha

amerykańska sielanka philip roth

Szwed to faj­ny gość. Jest przy­stoj­ny, wspa­nia­le zbu­do­wa­ny, kul­tu­ral­ny, da się go lubić. Ma pięk­ną żonę (star­to­wa­ła kie­dyś jako kan­dy­dat­ka na Miss Ame­ry­ki, ale nie weszła do pierw­szej dzie­siąt­ki – pew­nie dla­te­go, że była za niska), fabry­kę ręka­wi­czek po ojcu i wspa­nia­ły dom. W szko­le był gwiaz­dą spor­tu, grał w foot­ball, base­ball i koszy­ków­kę. Pod­czas II woj­ny świa­to­wej zacią­gnął się do mari­nes, ale nie zdą­żył zała­pać się na wal­ki w Japo­nii, bo USA zrzu­ci­ło bom­bę ato­mo­wą na Hiro­szi­mę. Poza tym miał waż­niej­sze zada­nie – pod­no­sił mora­le żoł­nie­rzy, tre­nu­jąc woj­sko­wą dru­ży­nę. Ale to nie prze­szko­dzi­ło Szwe­do­wi w kry­ty­ce okrut­nej i nie­po­trzeb­nej woj­ny w Wiet­na­mie. Bo Szwed to porząd­ny facet. Aż dziwne…

Szwed lubi myśleć o sobie jak o typo­wym Ame­ry­ka­ni­nie – krzep­kim, ener­gicz­nym, opty­mi­stycz­nie nasta­wio­nym do życia potom­ku euro­pej­skich (ści­ślej: żydow­skich) imi­gran­tów. Wyobra­ża sobie sie­bie na wzór Jasia Jabłusz­ko – posta­ci z ame­ry­kań­skich czy­ta­nek dla dzie­ci. Jaś Jabłusz­ko dziar­skim kro­kiem prze­mie­rza swo­ją ame­ry­kań­ską ojczy­znę (któ­rą kocha) i wszę­dzie, gdzie posta­wi krok rzu­ca ziar­no. A z ziar­na wyra­sta pięk­na jabłoń. Jaś Jabłusz­ko to ani Żyd, ani Irland­czyk, ani Włoch – ale też każ­dy z nich po tro­chu. Naj­waż­niej­sze, że dzię­ki nie­mu świat jest coraz lepszy.

Koniec mitu o amerykańskiej sielance

Życie Sey­mo­ura „Szwe­da” Levo­va było jak ze snu. Ame­ry­kań­skie­go snu. Był przed­się­bior­czy, boga­ty, sza­no­wa­ny, kocha­ny, podzi­wia­ny – a w dodat­ku poli­ti­cal cor­rect. Do cza­su, gdy jego nasto­let­nia cór­ka na znak pro­te­stu prze­ciw ame­ry­kań­skie­mu esta­bli­sh­men­to­wi uspra­wie­dli­wia­ją­ce­mu woj­nę w Wiet­na­mie wysa­dza w powie­trze sklep z punk­tem pocz­to­wym, zabi­ja­jąc miej­sco­we­go leka­rza. A potem ucie­ka z domu i anga­żu­je się w kolej­ne zama­chy ter­ro­ry­stycz­ne, zabi­ja­jąc kolej­ne trzy osoby.

Szwed chciał­by, żeby ame­ry­kań­ska sie­lan­ka nie skoń­czy­ła się nigdy. Domek z kart roz­sy­pu­je Mer­ry, któ­ra doko­nu­je irra­cjo­nal­ne­go i w sumie zupeł­nie nie­po­trzeb­ne­go czy­nu. Prze­ciw­ko komu Mer­ry odpa­la bom­bę? Rzą­do­wi Sta­nów Zjed­no­czo­nych? Spo­łe­czeń­stwu odwra­ca­ją­ce­mu wzrok od tra­ge­dii Wiet­na­mu? A może wła­sne­mu ojcu? Szwed nie dowie się tego nigdy. Wie jed­nak, że jest win­ny. Jest to jed­nak wina tra­gicz­na – nie­uświa­do­mio­na, przed któ­rą nie ma ucieczki.

Mało tego, Szwed robi spo­ro, żeby wes­przeć cór­kę w jej kon­te­sta­cyj­nych dąże­niach, ale jed­no­cze­śnie uchro­nić przed eks­tre­mi­zmem. Tak jak Edyp ucie­ka­ją­cy z ojczy­zny przed przy­bra­nym ojcem (aby go nie zabić), Szwed Levov usi­łu­je być dobrym ojcem i wzo­rem do naśla­do­wa­nia dla cór­ki. Dla­te­go jego postać jest tra­gicz­na, a los boha­te­ra został tak skon­stru­owa­ny, by wywo­ły­wać u czy­tel­ni­ka współ­czu­cie (litość i trwo­gę). O ile jed­nak boha­ter grec­kiej tra­ge­dii uświa­da­mia­jąc sobie przy­czy­nę swo­je­go nie­szczę­ścia wie­dzie widza ku kathar­sis, o tyle postać z powie­ści Rotha mno­ży pyta­nia bez odpo­wie­dzi. Bo nie ma wytłu­ma­cze­nia dla aktu terroru.

Amerykański raj utracony

Powieść Phi­li­pa Rotha z 1997 roku to jed­na z naj­waż­niej­szych pozy­cji w jego obszer­nej biblio­gra­fii. Ame­ry­kań­ska sie­lan­ka sta­no­wi pierw­szą (i naj­lep­szą) część cyklu powie­ści o naj­now­szej histo­rii Sta­nów Zjed­no­czo­nych – pozo­sta­łe to Wyszłam za komu­ni­stę i Ludz­ka ska­za. Powieść jest też jed­ną z naj­bar­dziej uda­nych powie­ści, w któ­rych nar­ra­to­rem jest Natan Zuc­ker­man – uwa­ża­ny za alter ego auto­ra. I to wła­śnie za Ame­ry­kań­ską sie­lan­kę Roth otrzy­mał Pulit­ze­ra. Nic dziw­ne­go, gdyż powieść nie­po­koi i draż­ni sumie­nia Ame­ry­ka­nów w wyjąt­ko­wo cel­ny sposób. 

Nie dość, że Roth obwi­nia „porząd­nych Ame­ry­ka­nów” o ciche przy­zwo­le­nie dla absur­dal­nej woj­ny, to jesz­cze uświa­da­mia, że akty ter­ro­ry­stycz­ne nie są niczym nowym. Że mają miej­sce od daw­na – bom­by wybu­cha­ły w latach 70., ale wybu­cha­ły też i wcze­śniej. A rasizm i fana­tyzm reli­gij­ny są wpi­sa­ne w histo­rię Ame­ry­ki rów­nie moc­no jak base­ball i indyk na Świę­to Dziękczynienia. 

To nie jest koją­ca lek­tu­ra. Roth z regu­ły czę­ściej wkła­da kij w mro­wi­sko niż poma­ga spo­koj­nie zasnąć. Dla­te­go też Ame­ry­kań­ska sie­lan­ka może być gorz­ką piguł­ką rów­nież dla euro­pej­skie­go czy­tel­ni­ka. Bo nasze sny o lep­szym świe­cie rów­nież oka­zu­ją się coraz bar­dziej płoche. 

5/5

www.facebook.com/literaturasaute

Jak pry­ska ame­ri­can dre­am, czy­li „Ame­ry­kań­ska sie­lan­ka” Phi­li­pa Rotha
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: