A teraz coś z zupełnie innej beczki. Najpopularniejsza angielska książka wszech czasów (ex aequo z Władcą Pierścieni), klasyczna powieść o dylematach związanych z zamążpójściem i suchar nad sucharami w jednym – Duma i uprzedzenie.
Czytanie Jane Austen bez mocnej kawy i ożywczej ścieżki dźwiękowej to spore wyzwanie. Książka jest nudna jak flaki z olejem, bohaterowie nieustannie dokądś wyjeżdżają albo skądś wracają, czemu zawsze towarzyszy mnóstwo ceregieli, a także tysiące plotek, które ktoś komuś powtarza. Postaci w dialogach używają głównie peryfraz, a narracja przypomina pod względem stylistycznym streszczenie jakiejś lektury. Ale jeżeli podejmiemy ten wysiłek i przebrniemy przez wszystkie przeszkody, jakie niesie ze sobą kwadratowy styl Jane Austen, dojdziemy do co najmniej kilku interesujących wniosków.
Po pierwsze – nieustająca popularność Dumy i uprzedzenia bierze się przede wszystkim stąd, że bohaterowie Jane Austen zmieniają się pod wpływem różnych okoliczności. A pisarka przedstawiła przemianę ich postaw oraz charakterów w taki sposób, że jesteśmy w stanie w to wszystko uwierzyć.
Duma i uprzedzenie to w zasadzie prekursorska powieść tendencyjna – autorka postawiła tezę, że pierwsze wrażenie, jakie na nas wywierają różni ludzie, nie zawsze są zgodne z prawdą, a następnie ją udowadnia.
Na szczęście postaci pierwszoplanowe są prawdopodobne psychologicznie, a ich dylematy sercowe są dość wciągające. I tak z tendencyjnej powiastki wyszło romansidło wszech czasów. A schemat fabularny oparty na losach postaci, które z początku się nie lubią, a z czasem przekonują się, że są dla siebie stworzeni do dziś eksploatowany jest przez twórców komedii romantycznych.
Po drugie – to, co mnie najbardziej w Dumie i uprzedzeniu porusza, to irracjonalne zachowania społeczne wśród angielskiej arystokracji, zwłaszcza te związane z miejscem kobiety w społeczeństwie. Z jakiegoś niezrozumiałego dziś powodu rodzinie Bennetów grozi ruina, bo pan Bennet spłodził pięć córek i ani jednego syna. Za to dobra wiadomość jest taka, że pan Bennet jest dość oświecony jak na swoje czasy i zdecydowanie przedkłada szczęście swoich córek nad rozsądnie zaplanowane małżeństwo, dlatego daje im wolną rękę w wyborze partnera. Szkoda tylko, że wśród jego córek aż trzy są głupie, jedna ładna i dobra, a tylko jedna inteligentna.
I tu kolejna niespodzianka – pan Bennet najbardziej ze wszystkich swoich córek kocha Lizzy. Właśnie dlatego, że jest inteligentna. Super. Szkoda tylko, że o swojej małżonce i co najmniej dwóch córkach wyraża się z pogardą – mówi wprost, że są głupie. Zresztą, ich głupota jest w książce otwarcie komentowana przez wszystkich. Z mężczyznami zalecającymi się do bardziej rozgarniętej części rodzeństwa na czele.
A może trzeba było trochę lepiej wychować swoje córki? Może trzeba było uchronić je przed głupotą – na przykład postawić na lepszą edukację? A może wszyscy bohaterowie mogliby spróbować wykształcić w sobie kilka nieco bardziej empatycznych zachowań?
Morał stąd płynie taki: jak się głupio wybiera, to się potem trzeba z głupimi ludźmi męczyć. Może to nie są wyżyny światowej myśli filozoficznej, ale czasami warto sobie takie rady wziąć do serca. Na przykład w przeddzień wyborów.
www.facebook.com/literaturasaute