Literacka Nagroda Nobla w 2015 roku była ogromnym zaskoczeniem – po raz pierwszy od wielu lat przyznano ją osobie, którą do tej nagrody od dawna typowano. Nie bez znaczenia był tu zapewne kontekst polityczny. Reportaże Swietłany Aleksijewicz bardzo obszernie ukazują fenomen popularności Putina w Rosji oraz (mimo wszystko) Łukaszenki na Białorusi.
Jak się okazuje, w największej mierze decyduje o tym rozczarowanie człowieka radzieckiego nową rzeczywistością. Gorbaczow sprzedał kraj za pizzę (s. 65), a po rozpadzie ZSRR najważniejszym doświadczeniem większości Rosjan była przede wszystkim skrajna bieda. Jak zatem naprawdę wyglądał koniec czerwonego człowieka, definiowany przez Aleksiejewicz w fenomenalnym zbiorze reportaży Czasy secondhand? A może ten zapowiadany w podtytule książki koniec wcale nie nadszedł?
Rewolucja zaczyna się w kuchni
To nie metafora – Swietłana Aleksiejewicz pisze w Czasch secondhand, że człowiek radziecki zawsze buntuje się podczas kuchennych rozmów. W latach 80. nie było mu wiele potrzebne – wystarczyła konserwa z tuszonką i herbata, żeby siedzieć do rana i dyskutować o Sołżenicynie, łagrach, Zachodzie, Gorbaczowie… W 1993 roku wielu z tych kuchennych rewolucjonistów wyszło na ulice, by bronić Jelcyna przed puczystami – ostatecznie uśmiercając ZSRR. Wystarczyła jedna dekada, żeby homo sovieticus zatęsknił jednak za utraconym imperium, a właśnie na fali resentymentu za Związkiem Radzieckim wzrastało poparcie dla polityki Putina. Co się zatem stało?
Przede wszystkim okazało się, że homo sovieticus nie wie, co zrobić z wolnością. Jeden z rozmówców Swietłany Aleksijewicz mówi, że kiedyś w telewizji była jedna prawda, a teraz na każdym kanale jest inna – i która z nich jest prawdziwa? Rosjanie mają żal do Gorbaczowa i Jelcyna, że sprzedali imperium za Marlboro i rajstopy, nie negocjując warunków rozbrojenia nuklearnego i zgadzając się na drakońskie reformy ekonomiczne (znacznie bardziej surowe, niż plan Balcerowicza). Okazało się, że w końcu można kupić w sklepie wymarzoną kiełbasę (i to w stu gatunkach), ale zwykłego Rosjanina na nią nie stać. Dlatego właśnie okres w historii Rosji (i krajów byłych republik radzieckich) po Gorbaczowie nazywany jest w książce czasami secondhand.
Kuchenni rewolucjoniści przestali czytać książki, bo zostali zmuszeni do zawziętej walki o chleb. A pieniądze zrobili jedynie bandyci. To chyba wystarczy, by spróbować zrozumieć resentyment za imperium, który każe ludziom radzieckim głosować na tyranów.
Czy to na pewno koniec czerwonego człowieka?
Reportaże Aleksijewicz z lat 2002–2012, zebrane w drugiej części książki chyba niespecjalnie na to wskazują. Wspomnienia matki, której córka zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach podczas wojny w Czeczenii na służbie (była milicjantką), rozmowy z ludźmi uciekającymi do Moskwy przed pogromami Ormian oraz Azerbejdżan, a także reportaż o brutalności służb represjonujących uczestników pokojowych protestów przeciwko Łukaszence na Białorusi nierzadko wywołują zimny pot na grzbiecie czytelnika. Przesłuchania rodem z epoki stalinowskiej i widmo łagru wcale nie odeszły w zapomnienie.
Jak mówi jedna z osób aresztowanych za udział w protestach po ponownym zwycięstwie Łukaszenki w wyborach prezydenckich w 2010 roku: W szkole nam mówiono: „Czytajcie Bunina, Tołstoja, te książki niosą ludziom ocalenie”. Kto mi odpowie na pytanie, dlaczego Bunin z Tołstojem jakoś nie chcą się przyjąć, a klamka do odbytnicy i celofanowa torba na głowę się przyjęły (s. 505). Inny rozmówca konstatuje, że jeżeli będzie łagier, to strażnicy się sami znajdą. Raz noszą legitymacje partyjne, a innym razem adidasy.
Czasy secondhand to nie tylko znakomite reportaże, ale też przestroga. Warto jej wysłuchać, by lepiej zrozumieć Rosję, swoich sąsiadów z Białorusi i innych krajów poradzieckich, a przy okazji trochę też siebie. Co u nas pozostało z tych kuchennych rewolucji?
5/5
www.facebook.com/literaturasaute




