Ta historia jest taka prawdziwa jak mało co / bo komu by się chciało ją zmyślić, powtarzać do dziś – raczej retorycznie pytał Tomasz Budzyński na Drodze, najbardziej chrześcijańskiej ze wszystkich płyt Armii. Czy komukolwiek chciałoby się zmyślić historię o tym, jak prorok okazuje się być Synem Bożym? Francuski pisarz Emmanuel Carrère zadaje to pytanie z pozycji powieściopisarza i ateisty. I ma znacznie więcej wątpliwości niż chrześcijańscy egzegeci.
Królestwo według Piotra i Pawła
Punktem wyjścia do rozważań o początkach chrześcijaństwa są rozbieżności w różnych wersjach narracji o Jezusie – przede wszystkim pomiędzy tekstami Pawła (Listami i Dziejami Apostolskimi) oraz kanonicznymi Ewangeliami. Jak się okazuje, ma to związek z głębokim rozdźwiękiem pomiędzy nauką kościoła jerozolimskiego (konserwatywnego, nakazującego zachowywanie Prawa ze Starego Testamentu, reprezentowanego przez Piotra i Jakuba) oraz kościołów zakładanych przez Pawła (rewolucyjnych, ekumenicznych, nie respektujących żydowskiego Prawa, reprezentowanych m.in. przez Pawła i Łukasza Ewangelistę).
Piotr miał pełne prawo nie znosić Pawła, który niegdyś prześladował chrześcijan, a po nawróceniu głosił nauki Jezusa Chrystusa w swojej własnej interpretacji, często zupełnie sprzecznej z intencją Piotra. Z drugiej strony – bez podróży Pawła do Rzymu, Grecji i Azji Mniejszej (dzisiaj: zachodniej Turcji) chrześcijaństwo prawdopodobnie przeszłoby do historii jako jedna z zapomnianych sekt wyłonionych z judaizmu. Komu wierzyć – apostołom czy niepokornemu kaznodziei?
Dziś tradycja chrześcijańska łączy je w homogeniczną całość, jednak wnikliwa lektura listów Pawła ukazuje pęknięcia na wyidealizowanym obrazie dziejów pierwszych świętych. Piotr i Paweł zgodnie strzegą porządku tylko w herbie Poznania. W rzeczywistości serdecznie się nienawidzili, stąd m.in. poddanie Pawła upokarzającym obrzędom podczas odwiedzin w Jerozolimie. I właśnie na styku tych historii, pośród pęknięć i rys w niespójnej narracji o początkach chrześcijaństwa Carrère szuka prawdy o Królestwie – powtarzanych słów Jezusa, nazwisk, rysów twarzy. Prawdziwych, nie wyidealizowanych przez tradycję.
Jak opowiedzieć historię o Królestwie?
Carrère niezwykle wnikliwie czyta Ewangelie. Nic dziwnego – jedną z nich (według Marka) przekładał na francuski. Pisarz analizuje język, styl i sposób prowadzenia narracji, by dotrzeć do samego sedna metody twórczej (a zdaniem ludzi wierzących — boskiego natchnienia) każdego z ewangelistów. Marek jest sekretarzem Piotra, dlatego podaje najwięcej surowych faktów. Jest wiarygodny, ale brakuje mu polotu – greka Marka była słaba, potoczna, często pełna błędów. Łukasz jest znacznie lepiej wykształcony i pochodzi z Macedonii, dlatego jego greka jest żywa, naturalna, giętka, a ewangelista podchodzi do swojej pracy jak powieściopisarz. Mateusz jest najmniej interesujący, bo zupełnie nic o nim nie wiemy – najprawdopodobniej był to cały zespół uczonych spisujących kanoniczną wersję żywotu Jezusa. Co innego Jan – ukochany uczeń Jezusa posługuje się w ewangelii zupełnie innym językiem niż w Apokalipsie, stąd przypuszczenie Carrère’a, że tekst był spisany przez jego sekretarza lub naśladowcę.
Carrère’a najbardziej interesują niuanse, w których ewangeliści odciskają swoje indywidualne piętno na opowiadanej historii. Znakomita literacko ewangelia Łukasza jest pełna przypowieści, których u Marka brakowało. Za to u Marka więcej jest dramatyzmu – pierwotny tekst kończy się w miejscu, w którym trzy Marie znajdują pusty grób i boją się komukolwiek o tym powiedzieć. Łukasz wygładza to i owo, usuwa niewygodne fragmenty, dopisuje puenty i metaforyzuje, tworząc bardziej wyidealizowany obraz Jezusa. Wybaczamy mu, bo jego narracja jest najlepsza.
Podobnie będą postępowali malarze ukazujący Marię – jesteśmy w stanie uwierzyć w prawdziwość wizerunku św. Łukasza na obrazie van der Weydena (najprawdopodobniej malarz użyczył ewangeliście swojej twarzy), ale Matka Boska jest odrealniona, abstrakcyjna. Inaczej jest w przypadku Madonny Caravaggia – piękny, nasycony erotyzmem obraz jest mocno realistyczny, jesteśmy w stanie uwierzyć w prawdziwość każdej kreski. Lecz nie dajemy się nabrać artyście – tak mogła wyglądać kochanka malarza, ale na pewno nie matka Jezusa z Nazaretu. Czy którykolwiek z tych artystów kłamie? Nie – obaj pokazują to, w co głęboko wierzą. Łukasz również mówi prawdę. Usłyszał ją od Pawła, zderzył z wiedzą z innych dostępnych mu źródeł (np. słów Jezusa spisywanych i odczytywanych podczas spotkań pierwszych chrześcijan, a także z ewangelią Marka), a na koniec przefiltrował przez własną wrażliwość. A my możemy wierzyć mu lub nie.
Logos bez cudów
Carrère nie wierzy w Zbawienie – przynudza o tym na kilkudziesięciu stronach wstępu i to jest najsłabsza część jego książki. Ale wierzy w moc słowa. Dla niego Paweł, Łukasz i Jan (Mateuszowi nie ufa, a Markowi wytyka słaby język) to wspaniali artyści, którym udało się zmienić oblicze świata. Dlatego Carrère oddaje hołd ewangelistom (i Pawłowi przy okazji) mimo swojego ateizmu – głębokiego, bo poprzedzonego kilkuletnim okresem żarliwej religijności i podbudowanego ogromną wiedzą biblijną.
Nie da się jednak ukryć, że Carrère pisze o Jezusie i ewangelistach ze szczególnie komfortowej pozycji – jako francuski lewicujący intelektualista żyjący w dawno zlaicyzowanym kraju może sobie pozwolić na erudycyjną, wysmakowaną rozprawę o historii Jezusa (z rozbudowaną analizą własnego ateizmu). Jego intelektualna odwaga z pewnością robi spore wrażenie, ale w konfrontacji z polską odmianą katolicyzmu rozważania Carrère’a i tak nie wywołają większego fermentu. Bo to jednak książka o czytaniu, a z tym bywa u nas nie najlepiej – także w przypadku tekstów uznawanych za święte.
4/5
www.facebook.com/literaturasaute