Mieszkanie – pierwsza potrzeba czy luksus, czyli „13 pięter” Filipa Springera

13 pięter

Budow­nic­two spo­łecz­ne nie cie­szy­ło się hoj­nym wspar­ciem ani jed­ne­go resor­tu spra­wu­ją­ce­go wła­dzę w Pol­sce po 1989 roku. Dużo łatwiej i wygod­niej było posta­wić na narrację-samograj, gło­szą­cą że kup­no miesz­ka­nia na kre­dyt to dro­ga do doro­sło­ści (dla klien­ta) i do peł­nej wol­no­ści (dla pań­stwa, któ­re nie musi już zaprzą­tać sobie gło­wy tym, gdzie i w jakich warun­kach miesz­ka oby­wa­tel, a za ewen­tu­al­ne pro­ble­my winą obar­cza świę­te pra­wa ryn­ku). Efekt? Duża podaż dro­gich apar­ta­men­tow­ców (choć czę­sto zadłu­żo­nych jesz­cze przed odda­niem przez dewe­lo­pe­ra do użyt­ku), zero­we wspar­cie dla tanie­go budow­nic­twa i tra­ge­dia tysię­cy „fran­ko­wi­czów”. Jak do tego doszło? Wła­śnie na to pyta­nie odpo­wia­da książ­ka 13 pię­ter Fili­pa Springera.

Pierwsze zamiatanie pod dywan

Punk­tem wyj­ścia do roz­wa­żań doty­czą­cych tanie­go (a raczej: dro­gie­go) budow­nic­twa miesz­ka­nio­we­go jest dla Sprin­ge­ra fatal­na sytu­acja miesz­ka­nio­wa w Pol­sce przed­wo­jen­nej. Budo­wa­ne w War­sza­wie (i innych pol­skich mia­stach) kamie­ni­ce oraz dom­ki wil­lo­we sta­no­wi­ły dobra luk­su­so­we dostęp­ne tyl­ko naj­wyż­szym urzęd­ni­kom i boga­tym przed­się­bior­com. Tym­cza­sem tysią­ce ludzi (zwy­kle pra­cu­ją­cych) koczo­wa­ło w schro­ni­skach dla bez­dom­nych, któ­re roz­ra­sta­ły się z roku na rok. Mia­sto nie potra­fi­ło upo­rać się z pro­ble­mem bez­dom­no­ści wśród robot­ni­ków, a bara­ki dla bez­dom­nych nie znik­ną aż do upad­ku mia­sta pod­czas II woj­ny świa­to­wej. Ten sam sche­mat powtó­rzy się po upad­ku PRL‑u, z małą korek­tą – wte­dy lewi­ca (SLD) rów­nież zro­bi wszyst­ko, by zapo­mnieć o tanim budow­nic­twie. Naiw­na wia­ra w to, że nie­wi­dzial­na ręka ryn­ku wybu­du­je porząd­ne miesz­ka­nia w przy­stęp­nych cenach będzie wte­dy sil­niej­sza niż przed wojną.

Drugie zamiatanie pod dywan

Domi­nu­ją­cym po 1989 roku tonem w pol­skim dys­kur­sie miesz­ka­nio­wym było akcen­to­wa­nie korzy­ści pły­ną­cych z kre­dy­tu hipo­tecz­ne­go. Para­dok­sal­nie zobo­wią­za­nie kre­dy­to­we zacią­gnię­te na 30 lat sta­ło się syno­ni­mem wol­no­ści. Kurio­zal­na sytu­acja – comie­sięcz­ny haracz i brak poczu­cia bez­pie­czeń­stwa (zwłasz­cza po kata­stro­fie fran­ka szwaj­car­skie­go) sta­ło się sytu­acją nor­mal­ną i pożą­da­ną, a mało tego – osią­gal­ną tyl­ko dla wybra­nych. Jed­na z boha­te­rek repor­ta­ży zebra­nych w dru­giej czę­ści 13 pię­ter sły­szy w ban­ku, że może otwie­rać szam­pa­na, bo dosta­ła kre­dyt. Szam­pa­na czy pół litra wódki?

Nie­trud­no zgad­nąć, jak do tego doszło. Uwol­nio­ny rynek miesz­ka­nio­wy to natu­ral­nie zna­ko­mi­ta oka­zja dla ban­ków, dewe­lo­pe­rów i inwe­sto­rów – i nie ma się co dzi­wić. Rzecz w tym, że kre­dyt hipo­tecz­ny prze­stał być luk­su­sem ofe­ro­wa­nym tyl­ko ludziom, któ­rych na nie­go stać (ale tę histo­rię zna­my już ze Sta­nów i z Hisz­pa­nii), a brak sen­sow­nej alter­na­ty­wy ofe­ro­wa­nej ludziom uboż­szym – czy­li więk­szej czę­ści nabyw­ców nie­ru­cho­mo­ści – spra­wił, że zadłu­ża­nie się jest czę­sto jedy­nym wyj­ściem. Poli­ty­cy bar­dzo chęt­nie pod­chwy­ci­li prze­kaz mar­ke­tin­go­wy wykre­owa­ny przez agen­cje rekla­mo­we – wła­sne miesz­ka­nie to wol­ność, a kre­dyt to nic inne­go jak dro­ga do wol­no­ści. Tyl­ko czy taka jest rola pań­stwa? Wspie­ra­nie boomu na kre­dy­ty hipo­tecz­ne poprzez kolej­ne pro­gra­my Rodzi­na Na Swo­im i Miesz­ka­nie Dla Mło­dych ozna­cza­ło nie tyl­ko pomoc rodzi­nom w kup­nie pierw­sze­go miesz­ka­nia, ale przy oka­zji też hamo­wa­nie roz­wo­ju budow­nic­twa spo­łecz­ne­go (nie­do­fi­nan­so­wa­ne­go) i win­do­wa­nie cen miesz­kań (z cze­go naj­bar­dziej ucie­szy­ły się ban­ki i fir­my dewe­lo­per­skie). I tak temat tanie­go budow­nic­twa miesz­ka­nio­we­go został zamie­cio­ny pod dywan po raz drugi. 

Co dalej z tanimi mieszkaniami?

Przed nami ostat­nie roz­da­nie dota­cji z puli MDM‑u. Nie­ofi­cjal­nie mówi się, że wnio­ski o dopła­ty do kre­dy­tów już są daw­no napi­sa­ne, trze­ba tyl­ko docze­kać do 2 stycz­nia 2017, żeby je zło­żyć – obo­wią­zu­je zasa­da „kto pierw­szy, ten lep­szy”. Spo­ro osób już rezy­gnu­je w przed­bie­gach, a ludzie z bran­ży zapo­wia­da­ją na ten dzień praw­dzi­wy Armageddon. 

Przy oka­zji przez wszyst­kie lata funk­cjo­no­wa­nia pro­gra­mów uła­twia­ją­cych mło­dym kup­no pierw­sze­go miesz­ka­nia uda­ło się sku­tecz­nie wywin­do­wać ceny nie­ru­cho­mo­ści. Teraz pra­wi­co­wy rząd zapo­wia­da roz­wią­za­nie pro­ble­mów miesz­ka­nio­wych poprzez pierw­szy po ’89 roku pro­gram budo­wy tanich miesz­kań, ale nie wia­do­mo, w jaki dokład­nie spo­sób zamie­rza go sfi­nan­so­wać – na pew­no nie obę­dzie się bez kontrowersji. 

Póki co, wciąż naj­waż­niej­sze pyta­nie nie brzmi „kupić czy nie kupić”, lecz „czy mam szan­sę na kre­dyt”. Histo­rie opo­wia­da­ne przez roz­mów­ców Sprin­ge­ra — „fran­ko­wi­czów” i ludzi dotknię­tych kry­zy­sem 2008 roku – z pew­no­ścią zmu­sza­ją do tego, by się nad nim przy­naj­mniej raz jesz­cze zasta­no­wić. Choć­by po to, by lepiej osza­co­wać kosz­ty kre­dy­tu na 30 lat i ryzy­ko zwią­za­nia się umo­wą z nie­uczci­wym deweloperem.

4/5

Filip Springer "13 pięter"

Miesz­ka­nie – pierw­sza potrze­ba czy luk­sus, czy­li „13 pię­ter” Fili­pa Springera
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: