Gdy upadł mur berliński miałem 8 lat. Nie miałem wtedy pojęcia, że burzenie muru ma wymiar symboliczny i że oznacza koniec zimnej wojny. Później okazało się, że wraz z wolnymi wyborami w Polsce i Jelcynem na czołgu w sypiącym się ZSRR był to jeden z najważniejszych symboli upadku komunizmu. Ale w międzyczasie w telewizji pokazali koncert Rogera Watersa, który swoje The Wall wpisał w historię o murze dzielącym Berlin. Byłem wtedy bardzo młodym fanem Pink Floydów i bardzo mi się to wszystko podobało. Teraz niespecjalnie lubię The Wall. A tamten entuzjazm z początku lat 90., który zapowiadał Koniec Historii i całkowite pożegnanie XX wieku okazał się przedwczesny. Mur berliński zamienił się w trasę turystyczną i w muzeum, ale w międzyczasie w różnych miejscach świata wyrastają nowe. Tym bardziej warto przeczytać tych 12 reportaży zebranych w tomie Mur.
Zaczyna się ciekawie, ale dość standardowo. Najpierw reportaż o facecie skupującym kawałki muru, by robić z nich instalacje artystyczne. Potem trochę o porwaniach samolotów, kopaniu tuneli, przeprowadzaniu ludzi na drugą stronę. Czytam i myślę sobie, że jednak Ci Niemcy to zawsze mieli trochę więcej szczęścia od nas. Został im piękny, wzruszający symbol, blizna przebiegająca przez miasto, która teraz jest i atrakcyjna turystycznie, i wygląda dobrze na zdjęciach (akurat w książce Mur autorem fotografii jest Filip Springer). U nich jest graffiti przy Warschauer Straße, a u nas smutne pomniki, ponure hale w Stoczni i coraz paskudniej rewidowany mit Solidarności. Niemcy potrafią spaść na cztery łapy, a my – jak zwykle prosto na mordę.
I o tym też jest ta książka. O modzie na Berlin, o hipsterskich knajpach, o alternatywie na Kreuzbergu. A także o innych sprawach – tureckich gestarbeiterach, o tym jak bardzo współcześni Niemcy boją się choćby cienia podejrzenia o rasizm (i dlatego nie wtrącają się w sprawy imigrantów), wreszcie o Polakach. Stosunki polsko-niemieckie są w niej bardzo szeroko omówione – nic dziwnego, w książce dominują reportaże autorów z obu stron Odry. Ale najważniejszy wydaje się lejtmotyw pojawiający się w niemal wszystkich zebranych w książce reportażach – murów wyrastających wciąż na nowo w różnych częściach świata.
Symbol muru najsilniej przemawia w reportażu Las palmowy, las sosnowy Magdaleny Kicińskiej, poświęcony Żydom emigrującym z współczesnego Izraela do Berlina. Jak się okazuje, ta paradoksalna sytuacja, zupełnie nie do pomyślenia w starszych pokoleniach Żydów, wcale nie należy dziś do rzadkości. Bo w hipsterskim Berlinie nie ma już muru, a w Izraelu jest. I też kopie się pod nim tunele, jak niegdyś pod tym berlińskim. Podobnie jak pod murami wyrastającymi w Meksyku i innych krajach Ameryki Łacińskiej.
I nic nie wskazuje na to, żeby tempo budowy nowych murów miało w najbliższych latach słabnąć. Okazało się, że wszystko to jest tylko jeszcze jedną cegłą w murze – another brick in the wall.
4/5
PS. A Tu Another Brick In The Wall ze słynnego koncertu w Berlinie. Części drugiej już nie da się słuchać, ale pierwsza jest w porządku i dobrze pasuje do historii o tym, że mury nie chcą runąć, runąć, runąć.