Debiutancka książka Grynberga-reportera z 2012 r. została wydana ponownie przez Wydawnictwo Czarne w marcu bieżącego roku razem z Oskarżam Auschwitz i Księgą Wyjścia w ujednoliconej szacie graficznej. I chyba trudno o bardziej aktualną propozycję wydawniczą od tych trzech tomów rozmów.
W tym roku przypadała pięćdziesiąta rocznica Marca ‘68, przy okazji której mieliśmy okazję przypomnieć sobie, że antysemityzm w Polsce jest bardzo żywy, ale oficjalnie co złego, to nie my. Z przemówienia premiera wynikało mniej więcej to co zwykle — że gdybyśmy byli wtedy suwerennym krajem, to byśmy byli bardziej gościnni, no ale niestety, mieliśmy ręce związane, bo sami nie do końca mogliśmy rządzić na swoim podwórku, więc sorry, ale z obcymi to trochę nie bardzo. Tymczasem patriotycznie nastawiona część ulicy coraz chętniej wyciąga nacjonalistyczne sztandary, a na nich widnieją hasła i symbole mniej lub bardziej jawnie nawiązujące do standardów III Rzeszy. Trudno zatem o bardziej aktualne pozycje do współczesnego kanonu niż rozmowy Grynberga z ludźmi ocalonymi z Szoah.
Prawdziwe emocje
Ocaleni z XX wieku to piękna książka — bo pełna prawdziwych emocji. Mikołaj Grynberg przeprowadza w niej trudne rozmowy o przedwojennym antysemityzmie, Zagładzie i szukaniu żydowskiej tożsamości po wojnie, a o powodzeniu tego przedsięwzięcia decyduje jego szczerość i otwartość na rozmówcę. Za każdym razem, gdy bohaterowie wywiadów nakładają autorowi ciastek albo dolewają koniaku (na przykład z tego powodu, że teraz będzie mowa o smutnych rzeczach), czytelnik jest autentycznie wzruszony.
Grynberga nie czyta się jak kolejnej książki o Holokauście. Ocaleni z XX wieku to udana próba wysłania światu wiadomości od ludzi, którzy całymi latami nosili w sobie historię Zagłady, ale z różnych powodów nie chcieli jej opowiadać. Albo nie zostali odpowiednio wysłuchani.
Mit Polski Niewinnej
Gdy ukazało się pierwsze wydanie tej książki, Artur Domosławski zastanawiał się, czy mit Polski Niewinnej jest nie do wykorzenienia. Debiut Grynberga rodził pewne nadzieje na zmianę dyskursu. Minęło 6 lat i okazało się, że teraz jesteśmy jeszcze bardziej niewinni niż w 2012 roku, a przed wyrażaniem odmiennych stanowisk powinny nas chronić ustawy. I tym samym język debaty o polsko-żydowskiej historii zabetonował się po raz kolejny.
Tym bardziej powinniśmy sięgać do rozmów Grynberga. Tym bardziej powinny one trafić do kanonu. I niech to będzie żywy kanon — wrzasku z nacjonalistycznych parad nienawiści nie zagłuszy, ale może poruszy parę sumień i nie pozwoli na zabetonowanie się w poczuciu narodowego samozadowolenia.
5/5