Zapiski na pudełku od zapałek, czyli “Zegar piaskowy” Ryszarda Kapuścińskiego
Niewydane dotąd mikroformy Kapuścińskiego. Jeżeli Lapidaria były krótkie i zwięzłe, to zapiski z Zegara piaskowego są mistrzostwem oszczędnego słowa.
Recenzje książek dobrych, złych i brzydkich. Bez zdjęć z latte przy kominku i bez śmiesznych kotków. Sautée z solą i pieprzem.
Niewydane dotąd mikroformy Kapuścińskiego. Jeżeli Lapidaria były krótkie i zwięzłe, to zapiski z Zegara piaskowego są mistrzostwem oszczędnego słowa.
Najpierw “Światłość w sierpniu” w przekładzie Tarczyńskiego, teraz “Gdy leżę, konając” w odczytaniu jego męża, Dehnela. Czekałem na obie. Majstersztyk amerykańskiego southern gothic. I mistrzostwo przekładu.
Węgierski Mistrz zdążył na chwilę przed emigracją faktyczną udać się na wyimaginowaną. W “Siostrze” bohaterowie kryją się przed II wojną światową w górskim schronisku, które właściwie zamienia się w małe Davos.
Seria opowiadań amerykańskich Czarnego póki co prezentuje się świetnie — książki pięknie wydane, z obrazami na okładkach, a wybór tekstów naprawdę ciekawy. Tym razem książeczka krótka, ale w środku znajdują się dzieła wszystkie Pancake’a. Więc warto zajrzeć.
Powieści totalnych, takich stanowiących cały odrębny kosmos, jest tak naprawdę niewiele. Światłość w sierpniu to jedna z nich i niedawno ukazała się w nowym, rewelacyjnym przekładzie Piotra Tarczyńskiego.
Współczesna klasyka z 1984 roku. Powieść chłopska o wymiarze uniwersalnym, napisana językiem na poziomie kosmicznym. Mistrzostwo stylizacji i gawędy.
Porządna próbka późnej, postmuminkowej prozy Tove Jansson. Porządna, bo w środku są aż trzy zbiory opowiadań. Cichutkich, subtelnych, szemrzących sobie. Takich, które niczego od czytelnika nie chcą, ale dają trochę uspokojenia.
Całe dramatopisarstwo Myśliwskiego w jednym tomie to wystarczający powód, żeby zechcieć postawić tę książkę na półce. Zwłaszcza, że dramaty są znakomite.
Zespół Arcade Fire nagrał kiedyś świetną płytę The Suburbs, na której znalazły się lapidarne obrazki z życia na przedmieściach. Czasem zwykłego, czasami wzniosłego, najczęściej dość żałosnego. Opowiadania Johna Cheevera są z grubsza o tym samym.
Zwykle narzekam na to, że w literaturze współczesnej nie ma klasycznych fabuł i narracji, więc ta ocalona od zapomnienia amerykańska powieść z lat 60. trafia akurat w mój gust.