Debiutancki zbiór 37 opowiadań Iana Kempa rzuca trochę światła na ton, jaki za chwilę nadadzą polskiej literaturze autorzy z dziewiątką na początku PESEL‑u. A zawsze warto wiedzieć, co w trawie piszczy.
Ostatnio w większym wymiarze dawkowałem sobie literacki niezal, pewnie pod wpływem muzyki, którą kręciłem w kółko na Bandcampie i innych strimingach. W ogóle mijający właśnie rok stał u mnie pod znakiem muzyki z Music Is The Weapon i paru netlabeli, z których najwięcej hałasu zrobiły chyba Trzy Szóstki. Opowiadania Iana Kempa z tomu (bo raczej nie tomiku, to prawie czterysta stron) Chcemy się tylko podpalić jakoś naturalnie z tym wszystkim korespondują — zarówno pod względem plusów, jak i minusów.
Jest zupełnie inaczej niż w recenzowanym ostatnio Porwaniu na planecie Z Natalii Kuntić. Twórczyni Kawy i Awangardy (vloga, nie książki) postawiła na pop, postmodernistyczną zabawę i fabułę jak z thrillerowatego SF. Ian Kemp natomiast robi wszystko, by omijać szerokim łukiem literaturę, która opowiada jakąkolwiek historię. Jego opowiadania to migawki z nudnej codzienności osiedli z szeregowcami (raczej niemieckich osiedli, bo autor ostatnio podobno więcej pomieszkuje w Niemczech), smętnych domówek i eschatologicznych poranków na kacu, drobnych kłótni, planów i fantazji snutych po trawce albo jakimś kwasie. Natalia Kuntić sięga do filmów o porwaniach przez terrorystów i do literatury young adult, a Ian Kemp raczej do banalistów z lat 90. Kemp jest bliżej literackiej awangardy, chociaż ma mniejszą siłę oddziaływania na czytelnika, przykuwania na dłużej jego uwagi. Ale to też jest OK.
Ian Kemp wypracował sobie charakterystyczny styl — dzieli tekst na mniejsze, kilkuwierszowe cząstki, z których składa opowiadania jak z klocków lego. Do tego konsekwentnie ignoruje zasady użycia wielkich liter, rezerwując je wyłącznie dla kilku imion oraz słów kluczowych (np. DIABEŁ, ALDI, HAHA). Z początku podejrzewałem autora o dysleksję, ale po kilku opowiadaniach okazało się, że w tym sposobie zapisu jest jakaś maniacka metoda. W sumie dość dobrze wpasowująca się w całość konwencji, w której język potoczny, mówiony, gadany, czasami wymamrolony służy do opisu rzeczywistości, której ton nadają dyskonty spożywcze (niemieckie trio ALDI, REWE i PENE, czyli chyba Penny, nazywany przeze mnie i moich przyjaciół Penerem), napoje piwopodobne (Budweiser) i coś do palenia.
Tutaj mała próbka — opowiadanie tytułowe.
Konwencja jest spójna, ma ręce i nogi, prawdopodobnie Kemp użyje jej również w zapowiadanej powieści, która ma się ukazać pod tytułem utrzymanym w konwencji znanej z debiutanckich opowiadań — Homer Moskovitz cytuje 45. Prezydenta, Donalda Trumpa. O ile się utrzyma, bo to roboczy tytuł. Trump pojawia się też w tekstach z tomu Chcemy się tylko podpalić i zawsze jest to Trump parafrazowany lub przekornie cytowany z drugiej ręki, z jakichś memów albo tweetów. Ciekawe, jak to wyjdzie.
Ale są też minusy. Tak jak niezal w muzyce, tak i niezal w literaturze ma swoje słabe strony. Mi najbardziej przeszkadza bardzo wulgarny język, często zdradzający słabość bohaterów do tematyki fekalnej. Odnoszę wrażenie, że fekalia w muzyce odeszły w niepamięć wraz z jabol punkiem i pierwszą falą death metalu. Poprawcie mnie, jeżeli się mylę, ale nie słyszałem tego ani u twórców związanych z Trzema Szóstkami, ani z Music Is The Weapon. Nawet u Melisy i Ugorów. Ostatnio tak dużo okołokiblowych znaczeń znalazłem w wywiadach z Peterem zamieszczonych przez Jarka Szubrychra w biografii Vadera. Naprawdę, nie tęskniłem za nimi. Chociaż do płyt Vadera wracam, bo lubię.
Trochę mi też przeszkadza, że tak wiele opowiadań zebranych w tomie traktuje kompletnie o niczym. Jestem czytelnikiem wychowanym na banalizmie, mam sentyment do Malickiego za Kawałek wody, Foksa za Mera Betlejem i Vargi za 45 pomysłów na powieść. Niestraszne mi nudne opowiadania o oglądaniu telewizji. Jednak w książce Klempa najbardziej podobały mi się te teksty, w których były jakieś zarysy fabuły. Na przykład ROLLS-ROYCE o kolesiach jeżdżących zdezelowaną limuzyną i usiłujących sprzedawać Biblię. Jest w tym klasa, a w tekstach poświęconych perypetiom eksgwiazdy porno raczej nie ma.
Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w powieści.
3/5
PS. Na dokładkę wklejam moją plejlistę z polską muzyką. Nie wszystko na niej jest niezalem, jest trochę mainstreamu (Tres.B i nawet dwa fajne electro przereklamowanych Pierogów), jazzu (zwłaszcza z katalogu Audio Cave) i proga (Lizard), ale zatopiłem w tym trochę bardzo aktualnego undergroundu Made In Poland. Coś sobie wybierzecie.