Latarnia magiczna, zwana też czarnoksięską, była poprzedniczką projektora kinowego. Obrazy były jeszcze statyczne, możliwości ograniczone, ale efekt i tak zachwycał. Powieść Kraszewskiego podobnie.
Potężne, dwutomowe dzieło miało realizować założenie, by pokazać życie w sposób jak najwierniejszy. Kraszewski napisał je jeszcze w latach 40. wieku dziewiętnastego, czyli w późnym romantyzmie. Do mistrzowskiego realizmu Prusa i Orzeszkowej jeszcze daleko. Tyle, że Latarnia czarnoksięska wyprzedziła arcydzieła pozytywistów o niemal pół wieku.
Powieść upichcona została z kilku składników, nie zawsze wystarczająco — jak na późniejsze gusta — wymieszanych. Jest bildungsroman, czyli powieść o dojrzewaniu bohatera. Są fragmenty realistyczne, jest romans, są wreszcie protonaturalistyczne obrazki z życia wsi. Oczywiście, konwencji naturalizmu jeszcze na świecie nie było, optyka Kraszewskiego wynikała z wybranego tematu — chłopskiej niedoli w Historii Sawki, funkcjonującej zresztą poza powieścią jako osobne opowiadanie. Czasami widać szwy, mi to jednak nie przeszkadza.
Tom pierwszy jest szczególnie urzekający, bo akcja rozgrywa się na Wołyniu sprzed niemal dwustu lat. Tego świata już nie ma. Nie było go nawet w drugiej połowie XIX wieku, gdy Kraszewski przygotowywał przypisy do drugiego wydania Latarni. Dlatego powieść czyta się wspaniale — nawet, jeżeli Krasz od czasu do czasu grzęźnie na mieliznach moralizatorstwa. Trudno, to są tylko momenty. Warto przymknąć na nie oko.
Tom drugi to głównie Warszawa, w dodatku nasz bohater gubi się kompletnie w miłości występnej i hazardzie, a narrator poucza czytelnika, że nie warto Stasia naśladować. Jak Warszawa, to wiadomo, że powieść Kraszewskiego siłą rzeczy musiała przyćmić późniejsza Lalka Prusa, przy której Latarnia świeci światłem słabym. No i co, też warto.
Pewnie, że to pozycja do polecenia głównie świrom czytającym ramoty. Ja do nich należę, czytałem chwilę po serdecznym przyjacielu, wymienialiśmy się esemesami na temat książki. Wiem, że jeszcze jeden dorosły facet z naszego towarzystwa w tym roku Latarnię przeczytał. Jeżeli ktoś jeszcze do tego wąskiego grona dołączy, będę się tylko cieszył.
5/6
PS. Dzisiaj bez płyty, bo za grube tomiszcza, wysypałoby się. Ale akurat leci Lou Reed: