Fuerte to bardzo pięknie ułożona opowieść o wyspie, sięgająca i do Homera, i do historii kolonializmu. Jest Don Kichot i są XX-wieczne ludobójstwa. Ciekawa i poruszająca lektura.
Miałem ostatnio taką refleksję, nawet wyrażoną parę razy w towarzystwie, że jednak autorzy z inteligenckich rodzin z reguły piszą książki, które da się czytać. Nie składanki z facebookowych postów albo innych insta stories, tylko rasową literaturę. Fuerte Kaspra Bajona to oczywiście realizacja modna akurat w Polsce formuły non fiction/reportaż, ale napisana tak, że zachowana została przyjemność tekstu właściwa dobrej beletrystyce, raczej z wyższej półki.
Spodziewałem się plaży (nawet mój czytelniczy i koncertowy druh skomentował mniej więcej tak: co ty, książkę o plażach czytasz?), a dostałem dużą dawkę historii kolonializmu, udane (czyt. rzetelne, a nie wyciskacze łez) narracje o XX-wiecznych ludobójstwach wraz z holokaustem, trochę reporterskich obserwacji, trochę geografii i antropologii, a wszystko utopione w kulturoznawczym sosie. Czyli że są reinterpretacje mitów, np. o tułaczce Odyseusza. Jest też Ogród rozkoszy ziemskich Boscha i opowieść o wyprawie Krzysztofa Kolumba, który nie wiadomo, czego szukał, ale wcale nie jest pewne, czy naprawdę były to tak od razu Indie.
A skąd ta refleksja o inteligenckich domach? Dopiero co cieszyłem się dobrym językiem Stramera Łozińskiego (syna znakomitego dokumentalisty, Marcela Łozińskiego), a teraz znów sięgnąłem do książki napisanej przez dorosłe dziecko znanego i ważnego filmowca. Filip Bajon jest reżyserem Arii dla atlety — jednego z moich najulubieńszych filmów z historii polskiego kina.
W książce Fuerte nie ma ani słowa o twórczości ojca, jest za to wielowymiarowa opowieść o Fuerteventurze, jednej z najbardziej znanych, bo mocno doświadczonych przez historię Wysp Kanaryjskich. Hoteli mniej niż na Teneryfie, są za to ślady trudnej przeszłości — znaki wyryte w skałach przez Guanczów, świadectwa epoki niewolnictwa (Fuerteventura była przystankiem tranzytowym między Afryką i Ameryką), mury obozu pracy dla gejów z czasów generała Franco…
Ciekawa opowieść — wciągająca i warta uwagi.
4,5/6
PS. Aż mnie korci, żeby zrobić książce Bajona z płytą Lanzarote (to wyspa sąsiadująca z Fuerteventurą), ale już ją tu kiedyś wrzucałem. No to niech będzie David Kollar, który ostatnio towarzyszył kilku moim lekturom. Z prostej przyczyny — byłem niedawno na jego koncercie i robiłem duży materiał o tym ciekawym gitarzyście. Z nowych tytułów Kollara najlepiej czyta się przy 10 Poems For Ronroco, bo reszta jest dość niepokojąca. A te 10 wierszy to coś idealnego dla bibliofilów, którzy czytają przy muzyce. No i było piękne słońce nad Rusałką, ostatnie dni lata w tym roku.