Trzyczęściowa epopeja o żydowskiej diasporze żyjącej w Nowym Jorku pod koniec lat 40. XX wieku to piękny tekst napisany z ogromnym rozmachem. Powieść towarzyszyła mi przez ostatnie pół roku z nawiązką.
Poważnie. Pół roku. Z nawiązką! Ale nie dlatego, że jest to najdłuższa książka na moim koncie. Oj nie. Czytałem dłuższe. Rzecz w tym, że monumentalną powieść Singera odsłuchiwałem jako audiobook. A ja audiobooków słucham w zasadzie wyłącznie biegając po parku albo w drodze do pracy (spacerem, rowerem). I przesłuchałem również parę dłuższych książek — Annę Kareninę, Don Kichota. Przesłuchałem nawet wszystkie części Komedii ludzkiej Balzaka z zasobów Wolnych Lektur — jeżeli traktować je jako jedno dzieło, to Singer wypada licho. Tyle, w ostatnim półroczu droga do pracy przeważnie zajmowała mi 10 sekund. Z kuchni do pokoju albo w przeciwną stronę, gdy akurat moja klasa mieściła się w kuchni.
No zatem zacząłem słuchać tego Singera mniej więcej na początku marca. Jeszcze się dobrze nie zacząłem orientować kto jest kim w tej historii, gdy przyszło mi maszerować z Cieniami nad rzeką Hudson na uszach po służbowego laptopa, żeby nadawać lekcje z domu. Dobrze pamiętam, że był piękny, słoneczny dzień i można było rozpiąć kurtkę. Świeżość tego poranka zapamiętałem bardzo dobrze, bo szybko okazało się, że był to ostatni dzień ze spacerem przed pracą w roku szkolnym 2019/2020.
Jasne, że to wcale nie był najdłuższy audiobook świata. Ale w mojej głowie już taki zostanie. Rozciągnięty, słuchany ratami w długich odstępach. A i tak mniej więcej połowę odsłuchałem dopiero we wrześniu. W międzyczasie zdążyłem zmienić pracę, a tym samym i trasę, na której słucham audiobooków.
A co z samą powieścią? Jest wspaniała, bo charakteryzuje ją XIX-wieczny rozmach. Bohaterowie kochają się, nienawidzą, walczą ze światem i Bogiem, odchodzą i wracają (do Boga, eksmałżonków, kochanków, kochanek) i cierpią. Cała treść powieści jest konsekwencją tego cierpienia. A przy okazji tkwią przy nierozwiązywalnych dylematach moralnych, np. czy może się skarżyć ktoś, kto uniknął holokaustu, podczas gdy jego znajomi z rodzinnego miasta zostali spaleni w krematoriach? Nie powinni cierpieć, a cierpią. Jak o tym mówić?
Nieprzypadkowo nazywano Singera nowym Dostojewskim, a Cienie nad rzeką Hudson — Braćmi Karamazow XX wieku. Rozmach i waga moralnych dylematów sprawiają, że to porównanie jest trafne. Czasami nudziłem się przy tej książce, np. podczas ciągnących się i nużących dysput religijnych poświęconych sensowności rytuałów żydowskich. Warstwa erotyczno-melodramatyczna natomiast momentami ocierała się o serial. Ale dobrze mi z tą powieścią było. Jak już udało mi się założyć słuchawki i wyjść z domu na dłużej.
To nie był zmarnowany czas. W przeciwieństwie do wielu innych rzeczy, które wydarzyły się po połowie marca.
5/6
PS. Dzisiaj bez muzyki, bo jak słuchać audiobooka i muzyki jednocześnie? Robiłem tak kiedyś z filmami starymi i nudnymi, żeby jakoś dotrwać do końca, ale z książką nie, bo to byłoby naprawdę chore.