Slovakia no filter, czyli “Słoń na Zemplinie” Andreja Bána

Słoń na Zemplinie
Dwadzieścia kilka miejsc i tyle samo reportaży. Podróż po Słowacji z Andrejem Bánem to głównie dziury zabite dechami i opowieści o słowiańskiej bylejakości, tak dobrze nam znanej.

Zosta­wi­łem sobie lek­tu­rę repor­ta­ży ze zbior­ku Słoń na Zempli­nie spe­cjal­nie na wyjazd do Sło­wa­cji na festi­wal Hevhe­tii. Żeby się lepiej jecha­ło, żeby się tro­chę wczuć w lokal­ny kolo­ryt. I z począt­ku zupeł­nie mi nie paso­wa­ły do obraz­ka zapa­mię­ta­ne­go sprzed roku. Mia­łem w gło­wie pięk­ne Koszy­ce z wariac­ko miły­mi ludź­mi i kapi­tal­ny­mi knajp­ka­mi. W jed­nej z nich pan Petr raczył nas Šari­šem z kija, zupeł­nie nie przej­mu­jąc się, że wszy­scy wokół mówi­li, że to piwo jest nie­do­bre. A Petr nale­wał nam jed­no za dru­gim, chwa­ląc i tłu­ma­cząc przy oka­zji, że piwo bez palin­ki to pie­nią­dze wyrzu­co­ne w błoto.

No tak, ale Andrej Bán o Koszy­cach nie pisze. Jego Zemplin (południowo-wschodni region gra­ni­czą­cy z Ukra­iną i Węgra­mi) jest smut­ny, sza­ry, bied­ny i zanie­dba­ny. Dzien­ni­karz pisze dużo o pro­ble­mie z Roma­mi (świet­na histo­ria gościa, któ­ry jakoś się z rom­skie­go get­ta wybił i odniósł zna­czą­cy suk­ces — socjo­lo­gicz­na pereł­ka o bez­wła­dzie w śro­do­wi­sku), mafij­nych ukła­dach na gra­ni­cy biz­ne­su i poli­ty­ki, korup­cji i popu­li­zmie. I że ta Sło­wa­cja cią­gle pro­win­cjo­nal­na, jak nasze pol­skie zadu­pia, a prze­cież zawsze po prze­kro­cze­niu gra­ni­cy wyda­je mi się, że u nich tra­wa jakaś zie­leń­sza, może przez brak bane­ro­zy w mija­nych wioskach.

Zasta­na­wia­łem się nad tym ostat­nio w Bra­ty­sła­wie, gdy wyrzu­ca­li nas z kolej­nych knajp, bo było już po 23 (albo po pro­stu obce­so­wo gasi­li świa­tło). Kole­ga mówi, że to zja­wi­sko łatwe do wytłu­ma­cze­nia — 120 lat temu kaj­zer kazał im cho­dzić spać o dzie­sią­tej, żeby wstać na ósmą, no i tak się już przy­zwy­cza­ili, dalej cho­dzą. No nie wiem, w Koszy­cach nam świa­tła nie gasi­li. Nasz sło­wac­ki (koszyc­ki) przy­ja­ciel, Ján Sudzi­na — szef Hevhe­tii — mówi, że koszy­cza­nie po pro­stu kocha­ją swo­je mia­sto. Lubią, gdy inni ludzie do nie­go przy­jeż­dza­ją i lubią, jak się je chwa­li. I dla­te­go są ser­decz­ni i gościn­ni, a już w Bra­ty­sła­wie jest mniej kame­ral­nie. Może i tak. To tro­chę jak nasz Poznań, skwi­to­wa­łem. My też lubi­my swo­je mia­sto, dba­my i nie i chce­my, żeby goście chwa­li­li. Tyl­ko inni mówią o nas, że jeste­śmy ską­pi. To dokład­nie tak samo, jak w Koszy­cach — spu­en­to­wał Jáno.

Cho­ler­nie lubię tę Sło­wa­cję i będę tam wra­cał. Obra­zek tego kra­ju ze Sło­nia na Zempli­nie jest dużo mniej pozy­tyw­ny, wię­cej tam mowy o matac­twach Sme­ru i eki­py Rober­ta Ficy (to ten, któ­ry podał się do dymi­sji po zabój­stwie Jána Kucia­ka i jego narze­czo­nej), a mniej o dobrych, miłych ludziach i roz­mo­wach do rana. Pew­nie jest bliż­szy obiek­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści. No trudno.

4/6

PS. A na zdję­ciu płyt­ka, któ­rej tytuł brzmi Dwa­dzie­ścia lat Hevhe­tii. Rów­nież dużo na niej Pola­ków. Cało­ści na stre­amin­gach nie znaj­dzie­cie, ale nie­zmien­nie pole­cam poszu­ki­wa­nia muzy­ki z tego labe­lu. Dla uła­twie­nia znów pod­rzu­cam mój skrom­ny wybór:

Slo­va­kia no fil­ter, czy­li “Słoń na Zempli­nie” Andre­ja Bána
Facebooktwitterlinkedintumblrmail