Powieść-poemat słabo dotąd w Polsce znanej, za to popularnej za Oceanem poetki to pozycja wyjątkowej urody. Wiersz sam się czyta, wzrusza, uwodzi, w dodatku każe przyglądać się jednocześnie mitom starożytnym i współczesnym.
Nieczęsto piszę tutaj o poezji, chociaż ją czytam — nie wiem, z lenistwa chyba. Tym razem nie mogłem sobie odmówić paru słów, bo Autobiografia czerwonego mnie znokautowała. Właściwie trudno mi było odłożyć tomik na bok. Książka Anne Carson reprezentuje epikę, taką w starożytnym, Homerowym stylu, bo pisaną wierszem i zanurzoną w mitach. A jednocześnie jest to rzecz wybitnie współczesna, nowoczesna pod względem formalnym (np. są literackie mistyfikacje, w tym zmyślony wywiad z greckim poetą Stezychorem, podobno oślepionym za to, że miał czelność wytknąć Helenie złe prowadzenie się), skupiona na problemie nienormatywnej seksualności.
A książka chwyta za gardło, bo jest tak po prostu o miłości. Takiej trudnej, z odrzuceniem i powrotami o niejasnym statusie. To bardzo ludzka historia, choć jednym z bohaterów jest Herakles, a drugim Gerion, według mitu potwór z trzema głowami, trzema parami rąk i nóg, ze skrzydłami w dodatku. U Anne Carson ta potworność sprowadza się do zagubienia w sferze erotycznej. I jest to poruszające.
U starożytnych Greków Herakles zabił Geriona (wraz z jego psem), by zabrać mu woły. Była to jedna z dwunastu prac. U Anne Carson Gerion zakochuje się w Heraklesie, a ten łamie mu serce. Ale dopiero po dłuższym czasie, a relacja tych postaci jest skomplikowana, prawdopodobna i wiarygodna. Kanadyjska poetka szuka w starym micie treści leżących u podstaw człowieczeństwa, wirtuozersko mieszając go z innymi mitami, nie tylko greckimi. Dzięki mistrzowskiemu językowi (brawo także za przekład Macieja Topolskiemu) wychodzi z tego skończone, doskonałe dzieło.
Autobiografia czerwonego jest pierwszym tomem z nowej serii Wydawnictwa Ossolineum (Wygłosy). Mają w niej wychodzić książki źle obecne na polskim rynku książki, czyli przeoczone, nie dość silnie reprezentowane w polskich przekładach, a ważne i wybitne. Postaram się je śledzić.
6/6
PS. Dzisiaj w odtwarzaczu najczerwieńsza ze wszystkich klasycznych płyt rockowych, czyli Red King Crimson. Mam ją już ze 25 lat albo więcej, sporo razem przeszliśmy. Stare wydanie z 1987 roku, nie ten remaster z podbitą głośnością.