Tak długo czekałem na porządne wydawnictwo książkowe o Republice. Takie pięknie wydane, z mnóstwem zdjęć, plotek, ciekawostek. No, przede wszystkim zdjęć, bo Republika od samego początku czarowała designem i dobrym stylem. Kiedyś (przy okazji pisania pracy magisterskiej, a w wersji soft o tekstach Grzegorza Ciechowskiego pisałem m.in. na tym blogu i w artykule do “Lizarda”) przekopałem się przez CAŁĄ literaturę przedmiotu poświęconą Republice i najciekawsze były wycinki z gazet, które dostałem zeskanowane na płycie CD‑R od jednego z największych fanów zespołu ever (jeszcze raz dzięki, Akrak!). Książki wypadały blado – papier złej jakości, kiepski druk, nudna narracja. Aż wreszcie się doczekałem – piękna monografia Republika. Nieustanne tango Leszka Gnoińskiego wypełniła ogromną lukę pomiędzy wydawanymi po śmierci Ciechowskiego opracowaniami naukowymi i mało atrakcyjnymi, szaroburymi materiałami z lat 90. (np. okropna książka Alexa Stacha).
No i jest. Grube tomiszcze (ponad 750 stron) cieszy oko od pierwszego kontaktu. Setki zdjęć (wreszcie doskonałej jakości!), piękna minimalistyczna typografia nawiązująca do konwencji pierwszych płyt Republiki, dyskografia z przedrukowanymi okładkami, kalendarium, mnóstwo przypisów bibliograficznych – coś wspaniałego! Przez pierwsze trzy dni tylko przeglądałem obrazki. Nie mogłem się nacieszyć.
Leszek Gnoiński bardzo wyczerpująco opowiada zarówno o początkach zespołu (także o epoce Jana Castora), jak i o solowych projektach wszystkich muzyków Republiki po śmierci Ciechowskiego. Monografia jest zatem kompletna, wyczerpująca, nie pozostawia już chyba miejsca na post scriptum. I dobrze. Nie było w Polsce tak oryginalnego, artystycznie dopracowanego i popularnego jednocześnie zespołu jak Republika. Należy jej się.
Ale nie byłbym sobą, gdybym nie dodał do tych pochwał łyżki dziegciu. Gnoiński niejednokrotnie przekracza granicę, poza którą tekst pisany dla wszystkich staje się publikacją tylko dla fanów. Jego szczegółowość przeradza się wtedy w drobiazgowość. Przykłady? Wszyscy wiedzą, że Krzywański to świetny gość, ale anegdoty o sporządzanych przez niego drineczkach to ciekawostka stricte fanowska. Podobno Krzywy nieźle gotuje, ale czy to naprawdę usprawiedliwia te wszystkie dziesiątki wspomnień o obiadach zjadanych w różnych hotelach, knajpach i restauracjach w kraju i za granicą? Podobnie jest z anegdotami o życiu erotycznym Ciechowskiego, analizami drzew genealogicznych wszystkich muzyków sięgającymi przynajmniej trzech pokoleń wstecz i dygresjami o muzykach mniej lub bardziej skoligaconych z Republiką (np. Gawlińskim i Wilkach). Moim zdaniem w tych fragmentach aż prosi się o wyrzucenie kilkudziesięciu stron, nadających się ewentualnie na jakiegoś bloga.
Za to o Potockiej jest mało. Rozumiem, że nikt jej nie lubi (no kto by ją lubił), ale to w sumie ciekawa historia. Potocka stworzyła sobie i Obywatelowi G.C. naprawdę ciekawy, choć dziś może trochę zabawny w swojej anachroniczności wizerunek. Trzeba jej to przyznać. Wolałbym więcej o Potockiej, mniej o Gawlińskim. Serio.
A może narzekam, bo tak długo czekałem.
4/5
PS. Super, że Gnoiński nie bał się napisać wprost, że Republika marzeń to słaba płyta. Większości autorów piszących o Ciechowskim nie było stać na szczerość. Za to Gnoiński wyraźnie docenia debiut Obywatela G.C. I ma rację!
PS2. Podobnie jak recenzja biografii Ringo, tekst ukazał się w skróconej wersji w ostatnim numerze kwartalnika “Lizard Magazyn” (nr 25/2017).
PS3. Na deser evergreen — Śmierć w bikini. Bo śmierć jest dobra na wszystko.