Powieść autobiograficzna Joyce’a jest z jednej strony świadectwem dojrzewania intelektualnego i duchowego autora, reprezentowanego przez postać Stefana Dedalusa, a z drugiej — stadium pośrednim między realizmem i awangardą Ulissesa.
Zwykło się postrzegać Portret artysty z czasów młodości jako przymiarkę do Ulissesa, bo jest Stefan Dedalus, są zasygnalizowane pewne motywy (np. choroby bydła) i tematy (np. dyskusje na temat nacjonalizmu i problemów religijnych w Irlandii). Problem w tym, że odczytywanie tej książki głównie przez pryzmat Ulissesa jest dla Portretu artysty krzywdzące, bo siłą rzeczy plasuje dzieło na przegranej pozycji jako niedojrzałe, formalnie słabe i wiejące nudą.
A to przecież nieprawda. Owszem, dialogi studentów w ostatnich partiach powieści brzmią nienaturalnie, papierowo, jakby żywcem wyjęte z jakichś broszur filozoficzno-politycznych, ale przecież to samo można powiedzieć o dyskusjach z Ulissesa. Zresztą, cały Ulisses jest wybitnie książkowy, nie ma w nim żywego języka ulicy, tyle że tam usprawiedliwia to koncept, formuła totalnego literackiego eksperymentu. Portret artysty z czasów młodości tkwi jedną nogą w dziewiętnastowiecznym realizmie, który lepiej Joyce’owi sprawdził się w Dublińczykach. Jeżeli jednak potraktujemy Portret jako formę przejściową — jest to tekst fascynujący.
Mnie najbardziej porusza w tej książce wątek odejścia od religii. Po bardzo długim ustępie ukazującym jezuicką szkołę, uchodzącą przecież wtedy za wzorzec “porządnej edukacji”, z całą swoją opresyjnością i działaniem pronerwicowym, po rozwleczonym w nieskończoność kazaniu dotyczącym natury grzechu, następuje zerwanie Stefana z kościołem. Jest to okupione cierpieniem — Stefan (Joyce) odmawia matce uczestnictwa w komunii na Wielkanoc. Przydługa i męcząca forma wydaje się odzwierciedleniem duchowego cierpienia, jakie towarzyszy utrata wiary i związany z nią ból zadany rodzicowi. Nuda? Moim zdaniem wszystko jest tu usprawiedliwione.
I jeszcze tylko podzielę się czymś oderwanym od treści powieści. Nie wiem, skąd mam stary egzemplarz PIW‑u, pewnie z jakiegoś pchlego targu albo bookcrossingu. Nie znam zatem osoby, do której pierwotnie należał. Ale jaka tam jest historia! Na pierwszej stronie autografy kolegów i koleżanek z rajdu po Beskidzie Niskim i podziękowania dla właścicielki za “organizację koryta”. Mój ulubiony wpis: Drogie dziewczyny! Czy temat “Mąż a turystyka jest tak ekscytujący? Plotkary!
Swoją drogą, to musiało być cudowne, że kiedyś ludzie na pamiątkę dawali sobie książki. Nawet nie musiałby to być zaraz Joyce, można było wybrać coś bardziej dla ludzi. A dzisiaj co, zdjęcia na grupie i parę memów. No nie jest tak?
4/6
I na koniec Opowieści Ulissesa Odważnego: