Krótka powieść o miłości i książkach. W standardowym stylu nowej prozy realistycznej, bez stylistycznych ozdobników ani bogatego języka, za to dość wiarygodna i zapraszająca do kilku refleksji.
Z Therese Bohman jakoś było mi nie po drodze, ale umiem docenić, że jest jednym z najmocniejszych nazwisk w Pauzie. Bohaterka Andromedy pracuje w wydawnictwie literackim, nadzorując serię ambitnej literatury współczesnej, co w sumie też jest mocno w temacie. U nas akurat tę rolę spełniają małe wydawnictwa, jak Książkowe Klimaty czy Pauza właśnie, a nie małe sublabele w dużych firmach (a tak jest właśnie w Andromedzie), jednak nie o strukturę tu chodzi, lecz o rozterki.
A one są dwojakiego rodzaju.
Miłość
Zapowiada się na straszną historię o mobbingu albo czymś takim w pracy, pomyślałem najpierw. Książka zaczyna się tak, że bohaterka ma romans ze swoim szefem, a on już kiedyś romansował z podwładną i nie mówili o tym ludzie za dobrze, więc pewnie ją wykorzysta i się wszystko spieprzy, pomyślałem dalej. I tak to wygląda, jak by się miało to spełnić. A tu niekoniecznie, [UWAGA, SPOJLER] całkiem ładnie się ten romans rozgrywa, wychodzi z tego coś szczerego i prawdziwego, choć oczywiście niezbyt szczęśliwego, bo jakże by inaczej. Całkiem poruszyła mnie ta historia miłosna.
Czy jest nadużycie stanowiska? Jest, ale głównie w plotkach rozgłaszanych przez wszystkich dookoła. Ta historia jest opowiedziana przez dwie osoby, ją i jego, w każdej z tych narracji jest coś ładnego. Chociaż oczywiście, że tak — szef z podwładną to trochę jakby nie bardzo i to się musi skończyć nieszczęściem.
Książki
No więc on i ona wydają książki. Tylko ambitną literaturę współczesną. Kochają tę literaturę, dbają o nią, dobrze o niej myślą i mówią:
W dobrej literaturze niemal zawsze pojawia się jakiś tego ślad – powiedział. – Także we współczesnej. Najczęściej przez jakieś poczucie konieczności. Trudno bliżej to wyjaśnić, ale jeśli czytelnik ma dar, dostrzeże to podczas lektury. Człowiek czuje, że w opowieści jest jakich archaiczny odłamek, ślad czegoś pradawnego, co pozostało w nas do dziś.
A jednak pojawia się poważne zwątpienie. Zwłaszcza w partii opowiadanej przez niego. Jest starszy, ma dużo doświadczeń za sobą, zdążył się rozczarować:
Jednocześnie nie mogłem przestać myśleć, że wszystko jest na niby. Że pokolenie nowych sławnych pisarzy, których sam stworzyłem, tak naprawdę wcale nie jest wybitne, tylko przede wszystkim nowe. Będzie się o nich pisać w podręcznikach historii, co do tego nie miałem wątpliwości, ale czy ktokolwiek będzie ich czytał, powiedzmy, za kilka lat?
I ja właśnie też nie wiem, czy ta dość modna w mojej bańce, choć jednocześnie niszowa, współczesna proza jest rzeczywiście wybitna. Często nie. Irytuje mnie, że np. magazyn “Książki” co drugą z tych powieści okrzykuje arcydziełem, to samo ocieka z blurbów podrukowanych na okładkach, a ja żadnego nowego arcydzieła od dawna nie czytałem. Ostatnio żona zarzuciła mi, że nie czytam tych książek, bo uważam je za głupie. Wcale tak nie myślę. Po prostu mnie nudzą i uważam je za przereklamowane.
W Andromedzie chyba udało się wychwycić ten właśnie ton. I tak powieść reprezentuje tę właśnie niszę literacką, a jednocześnie zdradza pewną wątpliwość w wartość książek ją reprezentujących. Brzmi całkiem uczciwie.
3,5/6
PS. Muzyka kompletnie bez związku, po prostu ostatnio tego słuchałem. Bastarda (która jest niezrównana) gra muzykę chasydzką. Mi się to podoba, a płyta jest wydana przepięknie. Warto sobie ją sprawić na cede.