Debiutancka powieść Jarosława Czechowicza, znanego ze znakomitego bloga Krytycznym okiem, jest przykładem literatury terapeutycznej. Czyli takiej, której największa wartość wynika stąd, że może pomóc też innym.
Może zacznę od tego, że bardzo sobie cenię działalność recenzencką Jarosława Czechowicza. Krytycznym okiem jest jednym z niewielu blogów, na które zaglądam regularnie, a nie tylko z doskoku. W dodatku jego teksty można przeczytać m.in. w “Czasie Kultury”. No i jest nauczycielem języka polskiego, a facetów-polonistów jest tak mało, że musimy trzymać się razem. Jarek musi być świetnym nauczycielem i chętnie wpadłbym do niego na parę lekcji w ramach doskonalenia zawodowego, gdybym miał okazję. Z tym większym zainteresowaniem przeczytałem jego książkę.
W dużym skrócie — Toksyczność jest rozliczeniem próbą uporania się z problemami, jakie niesie ze sobą życie dorosłych dzieci alkoholików. Syndrom DDA jest leczony w poradniach psychologicznych i ośrodkach terapeutycznych dla osób uzależnionych, a książka Czechowicza może być dla takiej terapii cennym wsparciem. To przy okazji pokazuje też siłę literatury, która tak często truje, ale czasami też pomaga.
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia matki-alkoholiczki. Na dokładkę dostajemy głosy z innych stron — wypowiadają się jej dzieci, ich partnerzy życiowi, koleżanka od butelki. Na tym chyba polegał główny aspekt terapeutyczny książki — Czechowicz wciela się w rolę matki i to jej perspektywy opowiada historię, a własną dołącza niejako przy okazji. Myślę, że dla czytelników mierzących się z syndromem DDA może być to najważniejsza wartość książki. Dzieci alkoholików tak rzadko dochodzą do głosu w literaturze mierzącej się z problemem alkoholowym, która częściej zmierza w stronę pijackiej mitologii (Pilch, Jerofiejew).
A przecież to temat ważny. Jak pisze Czechowicz: dzieci alkoholików to wieczni opiekunowie swoich bliskich. Mają to we krwi. Dyżurni pielęgniarze, dostarczyciele radości, porządkujący inne życia, tylko nie swoje. Warto ich wysłuchać.
Ja mam to szczęście, że się z problemem DDA mierzyć nie muszę. I dlatego czytam Toksyczność wyłącznie jako literaturę piękną. I tutaj muszę się nieco przyczepić do formy, bo spodziewałem się po Toksyczności więcej. Problemy są dwa. Pierwszy to brak indywidualizacji języka — matka mówi dokładnie tak samo, jak pozostali bohaterowie tej książki. Niestety, jest to raczej język telewizyjnego reportażu o alkoholizmie niż dojrzały styl literacki. Szkoda, bo można było tę warstwę dopracować. Drugi to schematyczność konstrukcji świata, który jest ledwie zarysowany. Gdyby powieść umiejscowić w rzeczywistych małych miastach, a nie w bliżej nieokreślonym Samowie i Polowie, czytelnik dostałby tekst bardziej przekonywający literacko. Wolałbym, żeby akcja rozgrywała się gdziekolwiek indziej niż w semantycznej pustce. W Wałbrzychu, Kościerzynie, Starachowicach, Białogardzie — po prostu w jakimś konkretnym miejscu. Może książka trochę za szybko wyjechała z pieca.
Wychodzi zatem tak, że Toksyczność raczej rozczaruje czytelników szukających w niej tylko literatury, natomiast może dać dużo otuchy ludziom szukających w niej wsparcia w terapii lub po prostu mierzącym się z syndromem DDA. Tej drugiej grupie czytelników książkę serdecznie polecam.
3/5
PS. Tym razem książce towarzyszą dwa premierowe materiały ze słowackiej Hevhetii. Z książką nie mają kompletnie nic wspólnego, ale akurat słuchałem ich przy lekturze. Raczej trudny, hałaśliwy jazz dla wtajemniczonych, ale też z rumieńcami (zwłaszcza KIAP, bo album AD_DA to czysta awangarda). Jak pewnie zauważyliście, lubię ten label i staram się śledzić płyty z Koszyc na bieżąco. Wrzucajcie na talerz, jak tylko macie okazję.