Niewielkich rozmiarów książeczka o Mińsku autorstwa białoruskiego artysty jest gęsta od znaczeń i jak najdalsza od formuły przewodnika po mieście. Raczej jest to przewodnik po Micie.
Artur Klinau skomponował swój przewodnik po Mińsku z kilkudziesięciu fragmentów — szkiców o estetyce i architekturze, wspomnień z dzieciństwa, opisów podwórek i placów, krótkich form o charakterze eseistycznym i historycznym. Jest to konwencja cenna, bo idzie pod prąd — teraz w cenie jest raczej wodolejstwo, od którego białoruski pisarz stroni. Rzecz jest wysmakowana, doszlifowana, bliska prozie poetyckiej. Bo też zastosowany język charakteryzuje się szczególną urodą.
Bierze się to chyba z dobrych wzorów — zamiast standardowego non fiction tłuczonego na ilość Klinau stylizuje tekst na modłę nowofalowych eksperymentów. Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca zbudowany jest w całości na intertekstualnej grze z XVII-wieczną utopią Tomasza Campanelli. Od tytułu (Miasto Słońca) po użyte figury zamiast nazwisk (wszyscy pierwsi sekretarze partii noszą miano Metafizyków) — wszystkie najważniejsze elementy kompozycyjne odnoszą się do dzieła włoskiego filozofa. Klinau ukazuje Utopię wcieloną w życie, ale z czasem porzuconą. I patrzy na nią jak dziecko, które wyrasta ze złudzeń. Place w Mińsku opisuje jak resztki scenografii do nieudanego spektaklu, który jednak bywa odgrzewany, choć Prezydentowi daleko do Metafizyka.
Mówi tak: Urodziłem się w Krainie Szczęścia. Czy byłem w niej szczęśliwy? Chyba tak. Każdy człowiek ma swoją Krainę Szczęścia — dzieciństwo, i nie jest dla niego ważne, w jakim kraju się urodził. Później, po zakończeniu przedstawienia pozostają przykurzone dekoracje i przejmująca, bezdenna pustka Wyspy, której nie ma.
Duże nasycenie tekstu mitem o utopii i gęsty język sprawiają, że książkę o Mińsku czyta się jak którąś z narracji Italo Calvino z tomiku Niewidzialne miasta. Obaj pisali o miastach wyobrażonych, ale Klinau przeżył w takim miejscu całe życie. Jak to jest mieszkać w Utopii? Właśnie o tym jest ta książka. Nie dla wszystkich (może znudzić, narratorowi się nigdzie nie spieszy), raczej dla wymagających.
4/5
PS. Nie mogę czytać przy płycie Kasi Osterczy, bo są na niej wiersze Szymborskiej po angielsku, a takie zderzanie tekstu nie sprzyja skupieniu. Ale dorzucam ją do zdjęcia, bo Szymborska też pisała o Utopiach i Niewidzialnych Miastach. Na przykład o Atlantydzie: