Wielka powieść historyczna. Wielka, bo długaśna, aż trzytomowa (a ja zwykle lubię krótkie książki). Ale też wielka, bo znakomita, pokazująca rewolucję od kuchni, zza zamkniętych drzwi i zasłoniętych firanek.
Powieść Kogo śmierć nie sięgnie była dla mnie odtrutką po całej serii książek słabych i takich sobie, które zaczynałem i kończyłem albo nie kończyłem, a pisać mi się o nich nie chciało wcale. Otworzyłem pierwszy tom i mnie wessało. Chociaż akcja nie jest jakoś specjalnie wartka — Desmoulins, Danton i Robespierre gadają, dyskutują, piszą różne pisma, wygłaszają mowy, komentują artykuły i tak dalej.
Pomiędzy tym wszystkim rozwijana jest sieć intryg erotycznych i politycznych. Najciekawsze są oczywiście te pierwsze, dlatego najbardziej wyrazistym bohaterem jest Camille Desmoulins, o którym w podręcznikach do historii piszą najmniej. Nie będę tu nic streszczał, proszę samemu przeczytać, bo warto.
Wychodzi na to, że teatr Wielkiej Rewolucji Francuskiej przygotowany był przez erotomana (Desmoulins), zakompleksionego dziadersa (Danton) i wycofanego egotystę (Robespierre).
Mantel pisze o tym w taki sposób, że wszystko jest całkowicie przekonywające. Jest rzeczowa (propsy za rzetelną analizę źródeł — autorka pisze we wstępie, że o przeszłości Marata nie wiadomo zbyt wiele, a ona zmyślać nie będzie, więc o tym nie opowiada). Jest stonowana i wyważona, bez taniego sentymentalizmu (zgilotynowanie Dantona zajęło jej mniej niż stronę).
Może przydałoby się więcej opisów Paryża z końca XVIII wieku, żeby nie googlować. Może tego gadania jest trochę za dużo, gdzieś tak w pierwszej części trzeciego tomu to zaczyna być męczące. Ale i tak jestem pod wrażeniem.
5/6
PS. Najlepszy podkład to piosenka The Legendary Pink Dots o Madame Guillotine. Ale nie mam 9 Lives To Wonder na fizycznym nośniku, z powodu czego ubolewam, więc fotka bez płyty. I tak nie wiem, gdzie by się zmieściła.