Nieznane przyjemności, czyli “Przenikliwe światło, słońce i cała reszta” Jona Savage’a

Joy Division - Przenikliwe światło, słońce i cała reszta
Pełny tytuł tej książki brzmi: Przenikliwe światło, słońce i cała reszta. Joy Division w ustnych relacjach. Czyli jest to zbiór świadectw z epoki, poświęcony jednemu z najważniejszych zespołów wszech czasów.

W dodat­ku zna­ko­mi­cie prze­tłu­ma­czo­ny zbiór — auto­rem prze­kła­du jest nie­zrów­na­ny Filip Łobo­dziń­ski. Język jest żywy, natu­ral­ny i odczu­wa­ny jako cał­ko­wi­cie auten­tycz­ny (zwłasz­cza w par­tiach Pete­ra Hooka, zna­ne­go z cię­te­go słow­nic­twa i dość non­sza­lanc­kie­go uspo­so­bie­nia). Każ­dy z głów­nych boha­te­rów tej książ­ki — nie tyl­ko Ian Cur­tis, tak­że wszy­scy pozo­sta­li człon­ko­wie Joy Divi­sion, Mar­tin Han­nett i inni ludzie z Fac­to­ry oraz dzien­ni­ka­rze muzycz­ni obser­wu­ją­cy naro­dzi­ny zespo­łu — został tu uka­za­ny jako cie­ka­wa, nie­ba­nal­na oso­bo­wość. I jest to lek­tu­ra fascynująca.

Cze­go nie ma? Łza­wej histo­rii o tra­ge­dii arty­sty. Ian Cur­tis zosta­je uka­za­ny z róż­nych per­spek­tyw, ale zawsze jako praw­dzi­wy czło­wiek, a nie legen­da roc­ka. Tym samym książ­ka Savage’a bije na gło­wę film Con­trol, bliż­szy ste­reo­ty­po­wym nar­ra­cjom na temat mło­do zmar­łych legend.

Są wypo­wie­dzi takie jak ta, któ­rą przed­sta­wia Ter­ry Mason, mene­dżer tras kon­cer­to­wych Joy Divi­sion: wszy­scy sądzą, że w tym tkwi jakaś głę­bo­ka, mrocz­na i mistycz­na tajem­ni­ca, a to nie­praw­da. To był miły gość, popadł w dziw­ne sytu­acje, z któ­rych widział wów­czas jed­no wyj­ście, czy­li skoń­czyć ze sobą. Przy­kro mi, zero tajem­nic. Szlus. Całe lata przez to prze­cho­dzę. Swo­ją dro­gą, to on był współ­od­po­wie­dzial­ny za to, że zespół szy­ko­wał się w tra­sę, któ­ra wykoń­czy­ła Cur­ti­sa. Gdy­by wte­dy zro­bi­li sobie pau­zę i pozwo­li­li mu zało­żyć tę księ­gar­nię w Holan­dii… To jeden z głów­nych wąt­ków poru­sza­nych w książ­ce. Peter Hook mówi, że oni sami nie wie­dzie­li, co się dzie­je, byli tyl­ko nie­od­po­wie­dzial­ny­mi dwu­dzie­sto­lat­ka­mi. Zgłę­bia­nie tego dra­ma­tu roz­pi­sa­ne­go na kil­ka­na­ście ról to nie­zwy­kłe doświad­cze­nie, dużo cie­kaw­sze od stan­dar­do­wej biografii.

No wła­śnie, nie ma też żad­ne­go z ele­men­tów stan­dar­do­wej bio­gra­fii. I bar­dzo dobrze! Zgod­nie z pod­ty­tu­łem książ­ka Savage’a repre­zen­tu­je gatu­nek histo­rii mówio­nej (oral histo­ry) — ten sam, co Ple­ase kill me McNe­ila i McCa­in. Czy­li skła­da się wyłącz­nie z wypo­wie­dzi dra­ma­tis per­so­nae — zespo­łu, żon, przy­ja­ciół, pro­du­cen­tów, dzien­ni­ka­rzy, wydaw­ców. Bez żad­ne­go komen­ta­rza. Bez nar­ra­cji. Jon Sava­ge cytu­je sam sie­bie tyl­ko wte­dy, gdy w obręb książ­ki włą­cza swo­je recen­zje z koń­ca lat 70. I to jest w porządku.

Reasu­mu­jąc, Prze­ni­kli­we świa­tło, słoń­ce i cała resz­ta to jed­na z naj­lep­szych ksią­żek z pół­ki muzycz­nej, jakie uka­za­ły się w ostat­nich latach. Sama przyjemność.

4/5

PS. Tekst uka­zał się pier­wot­nie w 38. nume­rze cza­so­pi­sma “Lizard Maga­zyn”.

Nie­zna­ne przy­jem­no­ści, czy­li “Prze­ni­kli­we świa­tło, słoń­ce i cała resz­ta” Jona Savage’a
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: