Etnohorror, czyli “Dżozef” Jakuba Małeckiego
Koszmarna historia o drewnianym koźle mieszkającym w umyśle bohatera to bardzo sugestywny miks folkloru i grozy. Trudno się oderwać.
Recenzje książek dobrych, złych i brzydkich. Bez zdjęć z latte przy kominku i bez śmiesznych kotków. Sautée z solą i pieprzem.
Koszmarna historia o drewnianym koźle mieszkającym w umyśle bohatera to bardzo sugestywny miks folkloru i grozy. Trudno się oderwać.
Nowiutka powieść Małeckiego nie wnosi do młodej prozy polskiej nic szczególnie nowego, ale fragmenty poświęcone II wojnie światowej są warte uwagi i wybijają się ponad średnią. Widać, że pisarz włożył w nie kawał serca.
Wokół Dygotu i kolejnych książek Jakuba Małeckiego udało się rozkręcić tak dobrą kampanię promocyjną w social mediach i blogosferze, że nie chciało mi się żadnej z nich czytać. A jednak byłoby szkoda, bo Dygot to dobra powieść. Nie wiem, jak
Zwykle wymyślam moim wpisom jakieś dowcipne tytuły, żeby oczy przyciągnąć, jakoś Was zaprosić do lektury. Tym razem to zupełnie bezcelowe, bo wystarczy wpisać pseudonim bohatera biografii, a tytuł sam układa się tak, jak trzeba. Po prostu David Bowie.
To nie było łatwe — bębnić w The Beatles. Jak się gra w najważniejszym zespole na świecie jako ten czwarty, łatwo o kompleksy. Ringo Starr trafił do zespołu najpóźniej i wykazywał największe braki w warsztacie. Za to miał największe poczucie