Nowiutka powieść Małeckiego nie wnosi do młodej prozy polskiej nic szczególnie nowego, ale fragmenty poświęcone II wojnie światowej są warte uwagi i wybijają się ponad średnią. Widać, że pisarz włożył w nie kawał serca.
W Saturninie bitwa nad Bzurą ukazana jest mniej więcej tak, jak Waterloo u Stendhala — z punktu widzenia rannego leżącego w jakimś rowie. Nie ma bohaterskiego tonu, nie ma rozmachu, jest błoto i smród gnijących w żołnierskich butach stóp. Jak mawia mój kolega — bdb!
Tyle, że to nie jest powieść historyczna. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia człowieka dość nieciekawego, grubego nieudacznika, z którym raczej trudno tak całkiem sympatyzować, a wojna stanowi tę część przeszłości rodziny, do której bohater musi dotrzeć. Jest to zatem powieść pęknięta — część znakomita, część taka sobie. I też poskładana z dobrze nam już znanych klocuszków: polska wieś na zadupiu, bida i deprecha, gdzieś w tym wszystkim echa realizmu magicznego i poszukiwanie tożsamości. I pamięć o tym, jak za wojny sąsiedzi spalili się w chałupie.
Z Małeckim kłopot mam taki, że nie mogę myśleć o nim inaczej niż o sprawnym rzemieślniku. Mało u niego własnej, niepowtarzalnej konwencji, a dużo wpływów i klisz (pisałem o tym kiedyś przy okazji Dygotu). Ale z drugiej strony, to są akurat takie konwencje i klisze, które lubię. Ktoś powie, że za dużo łzawego sentymentalizmu? Mi jeszcze ten poziom pasuje, dawka do przełknięcia. Ktoś powie, że Małecki naczytał się Twardocha i stąd nowy klocuszek w jego układance, taka transcendentalna narracja z innego świata? No tak, są twardochizmy, ale je również lubię. Dołączenie do powieści fragmentu epistolarnego też jest konwencją sprawdzoną i już przez powieść zużytą, ale u Małeckiego wygląda to raczej jak wykonany z gracją ukłon dla pisarzy XIX-wiecznych. Nie marudzę.
Koniec końców, Saturnin jest książką o pamięci. Przewrotka polega na tym, że jest to pamięć wyobrażona. Opowieść o dziadku — tajemniczym mścicielu, wykonującym samowolnie wyroki na Niemcach, jest czystą fantazją. Ale też jest to zmyślenie zakotwiczone w prawdziwej historii prywatnej, rodzinnej, do której pisarz dopisał tylko wersję alternatywną.
Dobre rzemiosło, sprawiło mi przyjemność.
3,5/6
PS. Z nowymi płytami było w tym roku dość ciężko. Jakoś wyróżniał się na plus ambientowo-eksperymentalny album Francuza Renauda Gabriela Piona. Dobry program do czytania książek.