Pieśń o Jazłowcu, czyli “Kalendarz wieczności” Wasyla Machno

Kalendarz wieczności - recenzja
Prozatorska pozycja znanego już polskim czytelnikom ukraińskiego poety, Wasyla Machno, to w zasadzie bardzo rozbudowany poemat o Jazłowcu, wsi Mytnicy i paru innych miejscach z okolic Tarnopola. Imponujący poemat.

O tym, że Kalen­darz wiecz­no­ści repre­zen­tu­je w lite­ra­tu­rze wagę cięż­ką decy­du­je nie tyle roz­miar (tro­chę ponad 500 stron w spo­rym for­ma­cie), ile gęstość pro­zy Wasy­la Mach­no. Tekst jest zawie­si­sty, boga­ty od zna­czeń, nasy­co­ny alu­zja­mi do histo­rii i kul­tu­ry polsko-ukraińsko-rumuńsko-tureckiego (bywa­ło i tak) pogra­ni­cza. Poetyc­ki, opar­ty na obra­zach styl Wasy­la Mach­no otrzy­mu­je­my w dosko­na­łym prze­kła­dzie Boh­da­na Zadu­ry, któ­ry sam prze­cież prze­by­wa na lite­rac­kim Par­na­sie. Wszyst­ko to może budzić opór, ale ja aku­rat byłem zachwy­co­ny. Zero pusto­sło­wia, zero bylejakości.

Bogac­two lek­sy­kal­ne tek­stu potę­go­wa­ne jest za spra­wą sty­li­zo­wa­nej, lek­ko archa­izo­wa­nej skład­ni. Mach­no na każ­dym kro­ku kom­pli­ku­je lek­tu­rę, zakłó­ca­jąc chro­no­lo­gię rela­cjo­no­wa­nych wyda­rzeń na gra­ni­cy sąsia­du­ją­cych ze sobą zdań. Śle­dze­nie rela­cji nar­ra­to­ra przy­po­mi­na cza­sa­mi obser­wa­cję ruchów koni­ka sza­cho­we­go. Trze­ba czy­tać uważ­nie, a nagro­dą za wysi­łek jest wyso­ka przy­jem­ność tekstu.

Prywatne historie

Kalen­darz wiecz­no­ści to pry­wat­ne histo­rie ludzi zamiesz­ku­ją­cych oko­li­ce Tar­no­po­la, ze szcze­gól­nym wska­za­niem na Jazło­wiec i Myt­ni­cę — miej­sca szcze­gól­nie waż­ne dla ukra­iń­skie­go poety. Nar­ra­cja zebra­na zosta­ła w trzech dużych czę­ściach (aktach wła­ści­wie), roz­gry­wa­ją­cych się w XVII wie­ku (najaz­dy Tur­ków), pod­czas pierw­szej woj­ny świa­to­wej i pod koniec dru­giej. Ale wła­ści­wie Mach­no snu­je poetyc­ką opo­wieść do dzi­siej­szych cza­sów, co daje w sumie trzy i pół wie­ku histo­rii małej ojczyzny.

Nie­zli­czo­ne wąt­ki, obłęd­na ilość boha­te­rów i histo­rie kil­ku naro­do­wo­ści (przede wszyst­kim Ukra­iń­ców, Pola­ków, Żydów, Ormian, Tata­rów i Tur­ków, ale to wyli­cze­nie nie wyczer­pu­je cało­ści) — to wszyst­ko impo­nu­je, ale też spra­wia, że łatwo się zgu­bić. I tu napo­ty­ka­my na kolej­ną trud­ność — w tej histo­rii brak boha­te­rów spa­ja­ją­cych całość nar­ra­cji. Niby jest histo­ria kil­ku rodzin, ale jej odno­gi się plą­czą, gubią, cza­sa­mi wysy­cha­ją jak stru­myk. Mach­no igno­ru­je czy­tel­ni­cze przy­zwy­cza­je­nia naka­zu­ją­ce śle­dzić losy głów­nych posta­ci i jest w tym para­dok­sal­na moc — tekst jest wia­ry­god­ny, a na Jazło­wiec i Myt­ni­cę przy­cho­dzi nam patrzeć z per­spek­ty­wy szer­szej niż zwy­kle, nie­mal boskiej.

Fałszywi mesjasze

Posta­ci kolej­no wcho­dzą i wycho­dzą jak na sce­nie świata-teatru, czę­sto bez sen­su, co pod­kre­śla absurd życia. Ale z dru­giej stro­ny, tekst nie zysku­je ran­gi epo­pei, bo nie ma boha­te­ra hero­icz­ne­go. Chcia­ło­by się na przy­kład dowie­dzieć nie­co wię­cej o losach Saba­ta­ja Cwi — tego fał­szy­we­go mesja­sza, któ­ry stał się wzo­rem dla Jaku­ba Fran­ka, przed­sta­wio­ne­go przez Tokar­czuk w peł­nej kra­sie w Księ­gach Jaku­bo­wych. Ale nie — Mach­no sprzą­ta go ze swo­je­go the­atrum mun­di tak samo szyb­ko, jak wszyst­kie inne posta­ci — kup­ców, chło­pów, pol­skich szlach­ci­ców, żoł­nie­rzy, pro­sty­tut­ki pra­cu­ją­ce dla wywiadu…

Pozo­sta­je pięk­ny, urze­ka­ją­cy poemat. Tyl­ko tyle i aż tyle.

4,5/6

PS. Nigdy nie byłem w Jazłow­cu, więc cho­ciaż zabra­łem Wasy­la Mach­no na Dzie­wi­czą Górę, żeby poka­zać mu Poznań z lotu pta­ka. Poszli­śmy w dobrym towa­rzy­stwie, bo z Andrze­jem Trza­skow­skim, któ­re­go dwie pły­ty z kul­to­wej serii Polish Jazz to czy­ste złoto.

Pieśń o Jazłow­cu, czy­li “Kalen­darz wiecz­no­ści” Wasy­la Machno
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: