Polonia i Velveci, czyli “The Dom” Jana Błaszczaka

Jan Błaszczak - The Dom
Co łączy nowojorskich emigrantów z Polski i The Velvet Underground? Lokal prowadzony przez Stanleya Tolkina na Lower East Side. The Dom to podróż po Nowym Jorku w poszukiwaniu ducha tego miejsca.

A wła­ści­wie duchów błą­ka­ją­cych się po oko­li­cy byłe­go Pol­skie­go Domu Naro­do­we­go, zamie­nio­ne­go póź­niej w mod­ny klub The Dom, z krót­ko funk­cjo­nu­ją­cym jesz­cze mod­niej­szym loka­lem Elec­tric Cir­cus na pię­trze. Bo teraz nie znaj­dzie­my w tym budyn­ku ani Polo­nu­sów, ani Velve­tów. Są zwy­kłe, powsze­dnie, ordy­nar­ne sie­ciów­ki. Tym bar­dziej war­to zanu­rzyć się w opo­wieść o kul­to­wym miej­scu, któ­re­go już nie ma.

Jaki jest zwią­zek pol­skich emi­gran­tów z gru­pą Lou Reeda, The Sto­oges i Andy’ego War­ho­la ze swo­ją świ­tą? To jest punkt wyj­ścia dla dzien­ni­ka­rza, któ­ry podą­ża za wid­mo­wym z począt­ku tro­pem — dziw­nie z pol­ska brzmią­cej nazwie knaj­py, z doda­nym jak­by dla nie­po­zna­ki angiel­skim the na począt­ku. Jan Błasz­czak opo­wia­dał na ante­nie Radia Kra­ków (w roz­mo­wie z Rafa­łem Zbrze­skim), że ten trop wziął się z wypo­wie­dzi War­ho­la i Nico zamiesz­czo­nych w książ­ce Ple­ase kill me, w któ­rych poja­wi­ła się nazwa The Dom.

Błasz­czak posta­no­wił wybrać się na Lower East Side, by pogłę­bić ten wątek i… tra­fił na kil­ka kolej­nych, nie­zbyt ści­śle do sie­bie pasu­ją­cych nar­ra­cji. O bit­ni­kach, mala­rzach, Czar­nych Pan­te­rach, Basqu­ia­cie. I wresz­cie o całej rze­szy Polo­nu­sów emi­gru­ją­cych przed woj­ną (socja­li­zu­ją­cych) i po woj­nie (kon­ser­wa­ty­stów). To wła­ści­wie jeden z naj­bar­dziej fascy­nu­ją­cych wąt­ków w tej książ­ce — sym­pa­tie poli­tycz­ne Polo­nii zmie­nia­ły się wraz z kolej­ny­mi fala­mi emigrantów.

Te przed­wo­jen­ne wywo­dzi­ły się ze śro­do­wisk robot­ni­czych, zatem mia­ły lewi­cu­ją­cy cha­rak­ter i chęt­nie sym­pa­ty­zo­wa­ły z nowo­jor­ski­mi awan­gar­da­mi — i chy­ba stąd wziął się zwią­zek The Dom z towa­rzy­stwem War­ho­la i Lou Reeda. Kolej­ne fale Polo­nu­sów, osie­dla­ją­ce się w Nowym Jor­ku w trak­cie woj­ny lub chwi­lę po niej, mia­ły moc­no anty­so­cja­li­stycz­ne nasta­wie­nie, chęt­nie łapa­ły się na mac­car­tyzm i reto­ry­kę polo­wa­nia na komu­ni­stów, dla­te­go też zda­rza­ło im się np. otwar­cie popie­rać inter­wen­cję USA w Wiet­na­mie, przy oka­zji prze­ciw­sta­wia­jąc się pro­te­stu­ją­cym hip­pi­som. Ruja i porub­stwo, wiadomo.

Ale zaraz, mia­ło być o Velve­tach, a zeszło na pol­ską pra­wi­cę w Sta­nach, jak to się sta­ło? Wła­śnie takim tokiem pły­nie opo­wieść Błasz­cza­ka. The Dom. Nowo­jor­ska bohe­ma na pol­skim Lower East Side to repor­taż oscy­lu­ją­cy wokół naj­waż­niej­sze­go, emi­gra­cyj­ne­go wła­śnie wąt­ku, dla­te­go sku­pia tema­ty zmie­nia­ją­ce się jak w kalejdoskopie.

Nie dowie­cie się z tej książ­ki zbyt wie­le o muzy­ce. Jeże­li chce­cie cze­goś wię­cej o Nico, Lou Reedzie i The Sto­oges, zaj­rzyj­cie raczej do Ple­ase kill me. A The Dom to nostal­gicz­na i napraw­dę magicz­na podróż po nowo­jor­skich, a jed­no­cze­śnie tro­chę środ­ko­wo­eu­ro­pej­skich zauł­kach. War­to dać się do niej zaprosić.

3,5/5

Polo­nia i Velve­ci, czy­li “The Dom” Jana Błaszczaka
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: