Widokówki z Hitlerem, czyli “Wakacje w Trzeciej Rzeszy” Julii Boyd

wakacje w trzeciej rzeszy
Książka Julii Boyd to dość lekkostrawna narracja historyczna o narodzinach i zmierzchu nazimu oparta na relacjach ludzi podróżujących do Trzeciej Rzeszy. Bardzo wciągająca, choć niepogłębiona.

Przy­znam szcze­rze, że Waka­cje w Trze­ciej Rze­szy pozy­tyw­nie mnie zasko­czy­ły. Spo­dzie­wa­łem się roz­my­dlo­nej, napom­po­wa­nej do roz­mia­rów gru­bej książ­ki sen­ty­men­tal­nej nar­ra­cji, a jed­nak od począt­ku do koń­ca książ­ka kopie. Jest napi­sa­na z werwą, wcią­ga lepiej niż nie­jed­na powieść (ja w ogó­le mam pro­blem z lek­ko­straw­ny­mi powie­ścia­mi — mało któ­ra potra­fi mnie wcią­gnąć), a przede wszyst­kim Julia Boyd ani na chwi­lę nie porzu­ca mate­ria­łów źródłowych.

A są to źró­dła cie­ka­we — nie­zli­czo­ne rela­cje dyplo­ma­tów, stu­den­tów, pisa­rzy, dzien­ni­ka­rzy, poli­ty­ków i zwy­kłych tury­stów, któ­rzy zosta­wi­li po sobie wspo­mnie­nia o życiu w nazi­stow­skich Niem­czech. Nie­któ­re dener­wu­ją, inne bawią swo­ją naiw­no­ścią, jesz­cze inne sta­no­wią prze­stro­gę na przy­szłość. Na pew­no impo­nu­je spraw­ność autor­ki, któ­ra spię­ła je wszyst­kie w spój­ną całość.

Kolej­ne rela­cje poja­wia­ją się na parę chwil, a potem zni­ka­ją jak w kalej­do­sko­pie. To może iry­to­wać, bo książ­ce dale­ko do kom­plet­no­ści. Zwłasz­cza, że Boyd bar­dzo oszczęd­nie komen­tu­je źró­dła, zazwy­czaj ogra­ni­cza­jąc się do zwię­złych infor­ma­cji o kon­tek­ście. Z dru­giej stro­ny, tekst nie nuży. Przy­po­mi­na bły­ska­wicz­ny prze­gląd wido­kó­wek z waka­cji. Nie­któ­re z nich to wido­ków­ki z Hitle­rem, inne są obraz­ka­mi z gór­skich kuror­tów, a tyl­ko na nie­któ­rych poja­wia­ją się Żydzi ucie­ka­ją­cy z całym dobyt­kiem w jakieś lep­sze miej­sce. Dla histo­ry­ka bar­dziej inte­re­su­ją­ce były­by bar­dziej kom­plet­ne wypi­sy ze źró­deł, dla zwy­kłe­go czy­tel­ni­ka to dość atrak­cyj­na for­mu­ła książ­ki popu­lar­no­nau­ko­wej. Dobra wła­śnie na waka­cje. No, takie ciut bar­dziej reflek­syj­ne wakacje.

Naj­cie­kaw­sze frag­men­ty to te, w któ­rych tury­ści zwie­dza­ją­cy hitle­row­skie Niem­cy nie zauwa­ża­ją gro­zy nad­cho­dzą­cej kata­stro­fy. Mała prób­ka: Po prze­jeź­dzie do Szwar­cwal­du dziew­czę­ta nie stro­pi­ły się na widok cze­goś, co „wyglą­da­ło, jak­by las prze­su­wał się w naszą stro­nę, a oka­za­ło się żoł­nie­rza­mi w zama­sko­wa­nych czoł­gach”. Obró­ciw­szy w żart ten kon­takt z nazi­stow­ską machi­ną wojen­ną, dziew­czę­ta stwier­dzi­ły ze śmie­chem, że teraz wie­dzą, jak czuł się Mak­bet. Na razie to były ćwi­cze­nia. Nie­ba­wem zamie­nią się w dzia­ła­nia wojen­ne, a porów­na­nie z Mak­be­tem oka­że się złowieszcze.

Cie­ka­wie uka­za­ne są też zabie­gi mar­ke­tin­go­we ocie­pla­ją­ce wize­ru­nek Trze­ciej Rze­szy. I to wca­le nie była robo­ta Goeb­bel­sa i jego wyrob­ni­ków od pro­pa­gan­dy, tyl­ko codzien­na pra­ca zachod­nich biur podró­ży i nie­miec­kich hote­li: więk­szość zwy­kłych podróż­nych nadal jeź­dzi­ła do Nie­miec z nie­zmą­co­nym zachwy­tem, cho­ciaż nie­co mniej licz­nie. Być może wie­lu z nich było zaśle­pio­nych i naiw­nych, lecz przy­świe­ca­ło im to samo mot­to, co agen­cjom tury­stycz­nym, któ­re ich wysy­ła­ły – trze­ba myśleć pozy­tyw­nie. Brzmi na wskroś nowo­cze­śnie, nic się nie zesta­rza­ło. Think posi­ti­ve, nawet jeśli robi się coraz gorzej.

Co mi prze­szka­dza? Jed­nak zbyt­nia zdaw­ko­wość komen­ta­rza histo­rycz­ne­go, któ­ry nawet w pod­su­mo­wa­niu nie wzno­si się ponad nie­zbęd­ne mini­mum. Może to jest cena za prze­pis na lek­ko­straw­ną lite­ra­tu­rę histo­rycz­ną. Tym razem się to spraw­dzi­ło — książ­kę czy­ta się świet­nie. Ale wra­że­nie nie­do­sy­tu mimo wszyst­ko zostaje.

3,5/5

PS. Książ­kę moż­na z powo­dze­niem czy­tać przy kon­cer­tach The­atre Of Hate — zło­wiesz­cza nazwa zespo­łu i rów­nie zło­wiesz­cza muzy­ka dobrze się z Waka­cja­mi w Trze­ciej Rze­szy kom­po­nu­ją. Wła­ści­wie to mam pro­blem z tym post­pun­kiem, bo tacy goście jak Kirk Bran­don bar­dzo czę­sto sym­pa­ty­zo­wa­li ze skraj­ny­mi kon­cep­cja­mi poli­tycz­ny­mi. Aku­rat Bran­don pew­nie by bru­nat­nej koszu­li nie wdział, chy­ba prę­dzej już czer­wo­ną (Do You Belie­ve In The Westworld?), ale z książ­ki Julii Boyd wyni­ka, że cza­sa­mi o takich rze­czach decy­du­je przy­pa­dek, a nawet gra­ni­ca mię­dzy komu­ni­zmem i naro­do­wym socja­li­zmem jest dość umow­na. Jed­nak to duże szczę­ście uro­dzić się w Wiel­kiej Bry­ta­nii już po woj­nie i nie być zmu­szo­nym do wery­fi­ka­cji poglą­dów. A kon­cer­ty wspa­nia­łe — na zdję­ciu w pięk­nej edy­cji Cher­ry Red, któ­ra bar­dzo mnie cieszy.

Wido­ków­ki z Hitle­rem, czy­li “Waka­cje w Trze­ciej Rze­szy” Julii Boyd
Facebooktwitterlinkedintumblrmail