Na przedmieściach, czyli “Wizja świata” Johna Cheevera

John Cheever - Wizja świata
Zespół Arcade Fire nagrał kiedyś świetną płytę The Suburbs, na której znalazły się lapidarne obrazki z życia na przedmieściach. Czasem zwykłego, czasami wzniosłego, najczęściej dość żałosnego. Opowiadania Johna Cheevera są z grubsza o tym samym.

Sce­no­gra­fia to z regu­ły boga­te przed­mie­ścia ze Sta­nów z epo­ki Nowe­go Ładu. Boha­te­ro­wie repre­zen­tu­ją wyż­szą kla­sę śred­nią, nadzia­ną, uty­tła­ną w samo­za­do­wo­le­niu, chle­ją­cą na potę­gę dro­gie alko­ho­le. Są roz­mem­ła­ni i znu­dze­ni, a jed­no­cze­śnie mają szczę­ście żyć w swe­go rodza­ju powo­jen­nej bel­le epo­que, gdy Sta­ny zapo­mi­na­ły o kry­zy­sach sprzed woj­ny i boga­ci­ły się w szyb­kim tem­pie. Życie jest nud­ne, ale dostat­nie. Nuwo­ry­sze, house­wi­ves, drin­ki przy base­nach, zdra­dy i cała resz­ta ame­ri­can dre­am.

Zna­my to z fil­mów, więc po co czy­tać? Bo pro­za Che­eve­ra potra­fi uwieść, jest świet­nie napi­sa­na, czę­sto dow­cip­na. Są to opo­wia­da­nia naj­wyż­szej pró­by, bo nar­ra­cja każ­do­ra­zo­wo wsy­sa w świat tych przed­mieść, a nie­mal w każ­dej histo­rii kry­je się jakieś zwy­czaj­ne sza­leń­stwo zwy­kłych ludzi. For­ma jest krót­ka, zwię­zła, zacho­wu­je kla­sycz­ne ame­ry­kań­skie deco­rum — bez mam­ro­le­nia, nad­mia­ru dia­lo­gów, zawsze z czymś dow­cip­nym, żeby czy­tel­nik odczu­wał porząd­ną przy­jem­ność tek­stu. Zawsze pod­kre­ślam, że lubię taki oldchool.

Kil­ka histo­rii mnie urze­kło. Na przy­kład ta, w któ­rej facet posta­na­wia wra­cać do domu tak, żeby prze­pły­nąć każ­dy pry­wat­ny basen na kolej­nych posia­dło­ściach, przy oka­zji spi­ja­jąc tu i tam jakieś drin­ki, bo przy nie­mal każ­dym jest impre­za (zakoń­cze­nie escha­to­lo­gicz­ne). Albo o chło­pa­ku spo­ty­ka­ją­cym po wie­lu latach ojca, któ­ry zabie­ra go do knajp i jest żenu­ją­co nie­mi­ły dla bar­ma­nów i kel­ne­rów. Parę opo­wia­dań o kry­zy­sach mał­żeń­skich, zdra­dach i takich tam spra­wach dookoła.

A naj­bar­dziej takie jed­no nie­po­zor­ne o face­cie, któ­ry zawsze po pija­ku usta­wiał z kanap, sto­łów i innych mebli prze­szko­dy, żeby demon­stro­wać gościom, jaki jest dobry w sko­kach przez płot­ki. A jed­ne­go razu się poty­ka i robi sobie krzyw­dę, i jest nie­szczę­śli­wy potem, i tra­ci radość życia, i nic mu nie sma­ku­je, i prze­cho­dzi gwał­tow­ny kry­zys wie­ku śred­nie­go. Aż posta­na­wia zno­wu ska­kać, ale jak to się skoń­czy, to już nie powiem, trze­ba sobie same­mu prze­czy­tać. Uśmia­łem się i było mi smut­no jednocześnie.

Bar­dzo dobry tomik, pole­cam serdecznie.

5/6

PS. Nie mam tej pły­ty Arca­de Fire, więc nie będzie na zdję­ciu, pusz­czam sobie ze stri­min­gu i tro­chę mi wstyd. Wiem, wiem, Win Butler hipo­kry­ta, mógł nie zgry­wać świę­te­go, ale cią­gle uwa­żam, że to dobry zespół.

Na przed­mie­ściach, czy­li “Wizja świa­ta” Joh­na Cheevera
Facebooktwitterlinkedintumblrmail