Całe dramatopisarstwo Myśliwskiego w jednym tomie to wystarczający powód, żeby zechcieć postawić tę książkę na półce. Zwłaszcza, że dramaty są znakomite.
Jest ich cztery. Złodziej najwcześniejszy, ciężki jak chłopska dola, przygnębiający — chłopi podczas wojny czuwają przy złodzieju kartofli i nie mają pomysłu, co z nim zrobić, a wokół Niemcy wieszają pod byle pretekstem. Klucznik tylko trochę lżejszy, ale wciąż brzmi echo wojny, cały stary ład się rozpadł, rewolucja ustala nowy ład, ciężar gatunkowy odczuwalny. Ale co się dzieje w dwóch kolejnych, to jest naprawdę poezja.
Drzewo pochodzi z okresu Kamienia na kamieniu, więc wciąż lekko nie jest. Stary gospodarz siada wysoko na gałęzi drzewa, co je chcą wyciąć, bo budują drogę, zawiesza sobie stryczek na szyi i nie chce zejść. Wieszać się właściwie też nie chce, tylko tego drzewa nie odpuści. I przychodzi cała galeria postaci — robotnicy, inżynier, dyrektor, sąsiedzi, nawet jedna prostytutka, która przyjechała z pracy w Rzymie, rodzina, szpicel z II wojny światowej, ktoś rozstrzelany za ukrywanie Żydów po donosie szpicla… Gadają, gadają, niektórzy pieprzą trzy po trzy w partyjnej nowomowie, inni filozofują, w końcu nie do końca wiadomo, kto jest żywy, a kto umarły, kto ma w sobie jakąś mądrość (np. szpicel okazuje się dość bogaty w metafizykę), a kto jest zwykłym durniem. Wszystko tonie w melancholii, ale też są momenty, w których humor językowy rozbraja. Trochę Dziady, trochę Witkac, może Mrożek. Najlepsze punkty odniesienia w polskim dramacie. I to Drzewo również wybitne.
I na koniec Requiem dla gospodyni, z okresu Traktatu o łuskaniu fasoli, też metafizyczne i funeralne, ale też z elementami farsowymi — a to jedna z córek zmarłej chodzi nieubrana, a to nagle jej przygłupi mąż wpada co chwilę, żeby ją przelecieć, bo mu ciągle mało. Seks i metafizyka, zaświaty i rubaszny śmiech, sacrum i profanum. Pięknie się to wszystko łączy. Jest w tych dramatach tak rozbudowana wielopoziomowość, na jaką stać tylko mistrza. A Myśliwski do niekwestionowanych mistrzów należy.
Zaskakująco dobrze mi się te dramaty czytało. Do powieści Myśliwskiego mam stosunek ambiwalentny — doceniam, ale nie czuję do końca. Doceniam wielkość pisarza, ale mnie nie porywa. Dramat to forma krótsza, bardziej zwięzła, a jednocześnie intensywna, gdy wznosi się na wyżyny. Te cztery teksty Myśliwskiego wywarły na mnie wrażenie ogromne.
5,5/6
PS. Zespół Próchno ma nazwę na cześć Berenta, a nie Myśliwskiego. Ale wielka literatura zasługuje na porządne towarzystwo. P3 to w polskim niezalu pozycja wybitna. I piszę to nie dlatego, że się z muzykami przyjaźnię, chociaż przyjaźnię. Jest wybitna zupełnie obiektywnie. Proszę sprawdzić.
A muzykę z dramatem łączą tu organiczny związek z ziemią oraz ciężar gatunkowy. No i ładna okładka.