Miło, że w serii Biografie Czarne wypuściło biografię najważniejszej polskiej autorki rysunków erotycznych. Berezowska była marginalizowana w polskiej kulturze w związku z tematyką prac, a należy jej się bardziej poczesne miejsce.
Z bardzo ważnych względów. Maja Berezowska współtworzyła kawiarniano-wielkomiejski etos polskiego międzywojnia, dlatego jej styl to wyznacznik dobrego smaku ze znakiem jakości Skamandra. Przyjaźniła się z wieloma wybitnymi ludźmi reprezentującymi warszawską elitę kulturalną dwudziestolecia międzywojennego, a chyba najbardziej z Magdaleną Samozwaniec. A jej erotyczne, ale nie pornograficzne (choć krytykując twórczość Berezowskiej różnie próbowano przesuwać granicę pomiędzy jednym i drugim) ilustracje do fraszek staropolskich i Dekameronu mają w sobie nieraz więcej lekkości i finezji niż niejeden wiersz Tuwima z Lechoniem do spółki.
Aż wstyd przyznać, że Berezowska była zaliczana do kategorii ilustracji masturbacyjnej. Zwłaszcza po wojnie, kiedy temperatura jej rysunków wzrosła, ale wraz z nią na wyższy stopień wchodził też i artyzm.
Książkę Berezowska. Nagość dla wszystkich czytało mi się dobrze z różnych powodów — jest napisana z finezją, opowieść wciąga w urzekający świat międzywojnia i właściwie nie wiadomo, kiedy okazuje się, że książka już się kończy. A przecież zwykle biografie okropnie mnie nudzą i trudno mi doczytać je do końca.
I tak okazuje się, że Berezowska potrafiła — nie wiedzieć, w jaki sposób — łączyć swoje wyzwolenie obyczajowe z dość zachowawczym katolicyzmem. Koniaczku jej nalać! Mało tego, odegrała sporą rolę w walce z faszyzmem jeszcze w jego poczwarkowej postaci, czyli zaraz po dojściu Hitlera do władzy. Berezowska zilustrowała satyryczny artykuł poświęcony młodości (i związanych z nią bolączkom miłosnym) wodza III Rzeszy. Rysunki były, rzecz jasna, fantastyczne.
Niestety, niemieckie służby dobrze je sobie zapamiętały. Po wejściu Niemców do Warszawy gestapo przez dobrych kilka miesięcy szukało ukrywającej się Berezowskiej, a i to nie uchroniło jej przed Pawiakiem i zesłaniem do Ravensbrück, gdzie była ofiarą m.in. eksperymentów pseudomedycznych. Obóz przeżyła, ale po zastrzyku w obozie nigdy nie wróciła do pełni zdrowia.
Jest w twórczości Bezezowskiej coś naprawdę pięknego — jakaś uparcie konsekwentna próba wydobycia piękna ciała i radości życia ponad cierpienie i brzydotę, mimo wszystko. Dlatego warto się nad nią pochylić.
4/5