Zjedz swoją książkę, czyli “Wady snu” Radki Denemarkovej

Wady snu
Czeski dramat w zaświatach — to brzmi dobrze. W jakimś czyśćcu czyszczą się: Virginia Woolf, Sylvia Plath i Ivana Trump. Muszą przemielić, zjeść i przetrawić swoją spuściznę literacką i to też brzmi dobrze.

Od razu przy­po­mnia­ło mi się takie opo­wia­da­nie Etga­ra Kere­ta o Żydach i Pale­styń­czy­kach piją­cych w knaj­pie w zaświa­tach. Jed­ni z dru­gich nabi­ja­ją się, nawią­zu­jąc do swo­ich nie­tra­fio­nych wyobra­żeń escha­to­lo­gicz­nych. Ani raju, ani dzie­wic, tyl­ko ta smut­na knaj­pa. Ale naj­do­wcip­niej­sze było, że nikt nie chciał gadać z Kur­tem Coba­inem, bo to był strasz­ny maruda.

W sztu­ce Rad­ki Dene­mar­ko­vej zabra­kło takie­go kon­cep­tu z Coba­inem, żeby rzecz była napraw­dę śmiesz­na i moc­no spu­en­to­wa­na. Boha­ter­ki dużo gada­ją, cza­sa­mi te dia­lo­gi są bły­sko­tli­we (Woolf-Plath), cza­sa­mi nazbyt ten­den­cyj­ne (gdy przy­by­wa Ivan­ka ze swo­imi kil­ku­dzie­się­cio­ma książ­ka­mi napi­sa­ny­mi przez gho­stw­ri­te­rów), osta­tecz­nie jed­nak coś się po dro­dze gubi i nic z tego nie wynika.

Za to kon­cept, na któ­rym cała rzecz się opie­ra, jest wybor­ny. Każ­da z posta­ci prze­ra­bia swo­je książ­ki — mie­li je, kroi, trze, gotu­je, doda­je do sałat­ki, cia­sta i tak dalej. Musi sobie jakoś z tą swo­ją spu­ści­zną pora­dzić, a kole­żan­ki nie­spe­cjal­nie w tym poma­ga­ją. Tyl­ko Ivan­ka nie ma pro­ble­mu, bo to nawet nie jej książ­ki, więk­szość tyl­ko pod­pi­sy­wa­ła. I nie za bar­dzo umie się z tym zada­niem zmie­rzyć. To w sumie naj­bar­dziej ten­den­cyj­na część sztu­ki, aż szko­da Ivan­ki. Któ­ra zresz­tą uka­zu­je się w dra­ma­cie jako oso­ba mówią­ca cza­sa­mi cał­kiem do rze­czy, a już Vir­gi­nia Woolf nie bar­dzo. I jesz­cze nie lubię tego, że Woolf co jakiś czas bez­sku­tecz­nie pró­bu­je uto­pić się w wan­nie, a Plath odkrę­ca gaz. Tro­chę za proste.

Są plu­sy i minu­sy. A że to dra­mat, więc for­ma skon­den­so­wa­na, czy­ta się w pół­to­rej godzi­ny, a nie w czte­ry, jak przy śred­nich roz­mia­rów powie­ści, Łyk­ną­łem na kola­cję i na śnia­da­nie, źle mi z tym nie było, a Cze­si u mnie zawsze mile widziani.

3/6

PS. Dziś do książ­ki dokła­dam pły­tę kom­plet­nie bez związ­ku, po pro­stu leża­ła na sto­le, a potem obra­ca­ła się w odtwa­rza­czu. No i bawi mnie nazwa zespo­łu. I to napraw­dę są dzia­dow­skie pio­sen­ki o miło­ści. Etno u mnie leci spo­ra­dycz­nie, ale to wła­śnie dało mi tro­chę uciechy.

Zjedz swo­ją książ­kę, czy­li “Wady snu” Rad­ki Denemarkovej
Facebooktwitterlinkedintumblrmail
Tagged on: