Najpierw Światłość w sierpniu w przekładzie Tarczyńskiego, teraz Gdy leżę, konając w odczytaniu jego męża, Dehnela. Czekałem na obie. Majstersztyk amerykańskiego southern gothic. I mistrzostwo przekładu.
O samej powieści napisano już tomy, więc nie ma sensu streszczać historii o podróży z gnijącymi zwłokami. Ważne, że nowy przekład jest literacką ucztą. Gęsty od znaczeń, nasycony językiem mówionym, okaleczonym (bohaterowie są prostakami z dziury na Południu), ale też wyrafinowanym, bo strumień świadomości regulowany jest przez hipernarratora, świadomie zahaczającego o błyskotliwe nawiązania do Homera, Biblii, Szekspira i w ogóle tradycji kultury.
Dehnel, podobnie jak wcześniej Tarczyński, wzbił się na wyżyny sztuki przekładu. Bo to wszystko żyje, paruje, kipi od znaczeń. Pyszne danie, choć cuchnące trupem.
Nie mniej ważne jest posłowie Dehnela, w którym autor Lali akcentuje kilka ważnych spraw. Na przykład objaśnia dyskretne nawiązania do Odysei (sam tytuł jest cytatem ze spotkanego przez Odyseusza w zaświatach Agamemnona skarżącego się na niegodziwość żony, nie godzącej się na uszanowanie godności umierającego wodza).
Jak się okazuje, jest ich sporo, a można je mnożyć. Czym będzie przeprawa upiornego karawanu przez wezbraną powodzią rzekę? Przejściem przez Styks? Żeglugą do Itaki/Jefferson? Plagą biblijną? Przy czym żałobników nie obmywa czysta woda, lecz popowodziowy szlam.
I sama podróż z trumną Addie Bundren, śmierdzącą tak, że mieszkańcy miasteczka, przez które chroma rodzina przejeżdża, zatykają nosy i każą szybko jechać dalej… Z jedynego w książce monologu wewnętrznego Addie (zza światów) wynika, że jest zemstą za podłe życie. Zemstą na mężu i poniekąd na dzieciach, jak w micie o Klitajmestrze. Tyle, że z Ansego Bundrena żaden Agamemnon — jest to postać raczej żałosna. I tylko on odnosi tu jakieś paradoksalne zwycięstwo: sprawi sobie nowe zęby, żeby się ponownie hajtnąć. Reszta przegrywa. Nawet córka nie usunie ciąży, a jej tu najbardziej szkoda, jest w porządku.
Arcydzieło literatury w doskonałym przekładzie. I znowu zachwycająca okładka.
6/6
PS. Dzisiaj jako soundtrack jedna z ulubionych kapel mojego syna. Pożyczył mi płytę. Tato, jaki jest związek między Faulknerem a Domem Złym? — zapytał. Książka nosi tytuł “Gdy leżę, konając”, czy czegoś jeszcze potrzeba?